Siedział za biurkiem i zastanawiał się co dalej. Telefon od rzeczoznawcy nie ucieszył w nim gonitwy myśli. Z tych rozmyśleń wyrwało go delikatne pukanie do drzwi.
- Proszę - rzekł i po chwili ujrzał w wchodzącą do środka Ulę.
- Marek możemy porozmawiać?
- Jasne, wchodź - odparł. Ula usiadła na fotelu stojącym tuż przy drzwiach, tak jakby miała zaraz wyjść - to o czym chciałaś porozmawiać - odezwał się, kiedy ta milczała. Cieplak wyjęła z teczki jakieś dokumenty.
- Proszę - rzekła i podała mu to co miała w ręku.
- Co to ma być? Dlaczego? - dopytywał nie rozumiejąc sensu.
- Ty nie chcesz mojej pomocy. Dodatkowo całkiem przypadkiem usłyszałam kawałek rozmowy Pauliny z kimś przez telefon. I wiem, że nie masz żadnego innego planu, bo ona pokrzyżowała twój jakiś plan. A ja nie zamierzam pracować pod rządami Aleksa. Z tego też powodu wolę samej odejść już teraz niż aby ten dupek miał mnie zwolnić - mówiła.
- Nie Ula, ja się nie zgadzam i nie zamierzam podpisać tego wypowiedzenia.
- Proszę cię nie utrudniaj mi.
- Niczego ci nie utrudniam, ale nie chcę cię stracić.
- To pozwól sobie pomóc - widać było, że nie zamierza więcej z nim dyskutować. Wstała i stojąc już przy drzwiach dodała - masz wybór bez innych dodatkowych możliwości - była niemalże pewna jaką młody Dobrzański podejmie decyzję. Wyszła zostawiając go z tym i dając możliwość zastanowienia się.
Jak bumerang wracały do niego słowa Olszańskiego, kiedy to mówił aby przyjął tę pomoc od Brzyduli a w zamian dał jej weksle na udziały. Minęło nieco czasu nim postanowił zgodzić się na propozycję Uli. Spojrzał na stojący na biurku zegarek.
- Pora na lunch - pomyślał - zaproponuję jej wspólne wyjście i tam oznajmię co postanowiłem - z takim właśnie postanowieniem wyszedł z biura. Jakie było jego zaskoczenie, gdy nie zastał w sekretariacie swojej asystentki.
- Viola, nie wiesz gdzie jest Ula?
- Mówiła, ze idzie najpierw do Pshemko a potem na lunch - usłyszał w odpowiedzi.
Wyciągnął telefon i wybrał znajomy numer lecz usłyszał po chwili jedynie automatyczną sekretarkę i tak było jeszcze dwukrotnie.
- Seba zgodziłem się na pomoc od Uli - zakomunikował przyjacielowi.
- Brawo ty - usłyszał w odpowiedzi.
- Za twoją namową chcę dać jej weksel na udziały.
- A co takiego się stało, że uznałeś jej pomoc za słuszną? - dociekał kadrowy.
- Ulka w pewnym sensie postawiła mnie pod ścianą - pytające spojrzenie przyjaciela sprowokowało, że pospieszył z wyjaśnieniem - wręczyła mi swoje wypowiedzenie.
- Co takiego zrobiła? Chce odejść? - niedowierzał Olszański. Marek pokiwał głową na tak - no to masz bracie przechlapane.
- Dlatego właśnie nie pozostaje mi nic innego jak zgodzić się na jej pomoc. Bez niej jestem jak ten ślepy i kulawy.
Było już dobrze po godzinie trzynastej kiedy to Marek ponownie rozmawiał ze swoją asystentkom.
- Ula w porządku przyjmę twoją propozycję pomocy, ale pod jednym warunkiem - mówił.
- To znaczy pod jakim? - dopytywała kobieta.
- Nie zwolnisz się oraz ... - chciał jeszcze coś powiedzieć kiedy to Ula mu przeszkodziła.
- Miał być tylko jeden warunek.
- Pozwól, że dokończę. A więc jak mówiłem nie odejdziesz z firmy, ale w zamian za ten kredyt weźmiesz ten oto weksel na moje udziały.
- O nie Marek, nie mogę się na to zgodzić - mówiła.
- Nie masz innego wyjścia, moja droga. Weksel albo nie przyjmuję twojej pomocy.
Ktoś stojący z boku słysząc tę wymianę zdań pomyślałby, że jest dość dziwne zachowanie obojga dorosłych ludzi. Jednak w końcu panna Cieplak zgodziła się na ten rodzaj zabezpieczenia, bo inaczej musiałaby szukać nowej pracy. Doskonale zdawała sobie sprawę, że tylko w ten sposób może uratować nie tylko siebie czy też Marka, ale i inne osoby. Było doskonale wiadome jakie ruchy poczyniłby Aleks gdyby został prezesem.
Przez kolejne dni nic takiego się nie działo, poza wciąż panującą atmosferą entuzjazmu. Po tym jak Marek ogłosił, że jednak powstanie kolekcja sportowa.
Jednak nic co dobre nie może trwać wiecznie. Pewnego dnia można było usłyszeć jak Marek kłóci się z Pauliną. I niby nic w tym dziwnego, bo oni dość często się sprzeczali, ale działo się to w jego gabinecie. A tym razem wyglądali tak jakby robili to już od jakiegoś czasu.
- Ty jak zwykle ze wszystkim musisz lecieć do swojego braciszka? - mówił podniesionym głosem młody prezes.
- A co miałam zrobić skoro zamierzałeś pozbawić mnie dachu nad głową?
- Po pierwsze nie pozbawić, a po drugie to jest mój dom jeśli zapomniałaś.
- Pieniądze na niego dostaliśmy od twoich rodziców - Marek spojrzał na nią i nie bardzo wiedział czy ona jest taka głupia czy taką udaje.
- Przypominam ci, że owszem dostałem - podkreślił ostatnie słowo - w prezencie na dwudzieste urodziny. I miałem kupić za nie taki dom jaki chciałem.
- Przecież słyszałam jak Krzysztof mówił.... - weszła mu w słowo.
- To widocznie źle zrozumiałaś. Ja również je pamiętam. A dla twojego przypomnienia to na umowie kupna sprzedaży jako właściciel wpisany jestem tylko ja więc mogę z tym domem zrobić co mi się podoba. Ty nawet nie jesteś tu zameldowana.
- Jeszcze tego pożałujesz - odgrażała się - nie uda ci się mnie tak łatwo wyrzucić z domu - Marek nie przejął się tym.
Jednak powrót do domu wieczorem bardzo mocno go zaskoczył a nawet zdziwił. Przed drzwiami stały jego bagaże i żeby tego było mało, to panna Febo wymieniła zamki w drzwiach.
Ten nie chcąc robić zamieszania i szarpać się z nią postanowił pojechać na tę noc do rodziców. Wiedział, że zawsze może liczyć na ich wsparcie. Oboje seniorzy już od dawna widzieli, że związek ich syna z przybraną córką nie jest taki jaki być powinien. Jednak nie wtrącali się w prywatne życie swojego jedynaka. Chociaż zdarzyła się taka sytuacja kiedy to Krzysztof Dobrzański powiedział co myśli. Miało to miejsce kilka miesięcy temu podczas rodzinnego spotkania. Seniorzy zaprosili całą trójkę to jest Marka, Paulinę oraz Aleksa na niedzielny obiad. Podczas tego spotkania panna Febo zaczęła skarżyć się na Marka.
- On mnie kompletnie nie szanuje. Wraca do domu późno, nie dba o moje potrzeby - i mogłaby tak jeszcze długo wymieniać aż w końcu odezwał się Krzysztof.
- Moja doga skoro tak ci źle z Markiem i jesteś z nim taka nieszczęśliwa, to po co z nim jesteś?
- No jak to po co? - oburzyła się - ja go kocham - mówiła piskliwym głosikiem.
- No chyba jedynie mój majątek - odgryzł się Marek.
Po tej wymianie zdań Paulina przez kolejne kilka dni nie odzywała się do Marka ani do państwa Dobrzańskich.
Było nieco po dwudziestej kiedy to parkował swoje auto na podjeździe u swoich rodziców. Wyjaśnił co się wydarzyło i poprosił o możliwość przenocowania.
- Oczywiście synku, że możesz - mówiła matka - przecież to też jest twój dom.
Następnego dnia do domu swojego syna udała się Helena była niemal pewna, że zastanie tam swoją przybraną córkę.
- Witaj Paulinko - przywitała się z młodszą kobietą kiedy ta jej otworzyła drzwi.
- Witaj Helenko. Co cię sprowadza? - Helena nie zamierzając wydać Marka, że wie o wszystkim postanowiła nieco poudawać.
- Przyjechałam, bo chciałam się spotkać z Markiem jeszcze przed jego pracą. Dzwoniłam wczoraj i mówił mi, że będzie dzisiaj później w firmie.
- Oj tak mi przykro, ale Marka nie ma w domu. Widocznie miał umówione jakieś spotkanie poza firmą - Febo próbowała kłamać - no, ale ja może będę mogła ci jakoś pomóc.
- Nie sądzę abyś była odpowiednią osobą - widząc zaskoczoną minę Dobrzańska postanowiła kontynuować - do tego potrzebuję kogoś z empatią.
Tym ostatnim słowem najwyraźniej uraziła pannę Febo lecz ta nie odpowiedziała słowem. Czuła się wielce urażona takim potraktowaniem jej kobiety z klasą. Ale ona jeszcze im pokaże.
W tym samym czasie na Lwowskiej dwóch młodych mężczyzn siedzących w gabinecie rozmawiało o wydarzeniach dnia poprzedniego, ale i nie tylko. Kiedy junior Dobrzański skończył opowiadać kadrowy poprosił aby ten chwilę zaczekał. Nie minęło więcej jak około pięciu minut a Olszański ponownie był w gabinecie swojego przyjaciela.
- Marek spójrz co ci przyniosłem - wyszczerzył się Olszański wręczając średniej wielkości torebkę wypełnioną biżuterią.
- A ty co jubilera okradłeś czy co?
- Nie okradłem. Zawsze mam jakieś świecidełka , gdybym musiał jakąś lalę udobruchać.
- No, ale czy ja wyglądam na taką lalę?
- Ty nie, ale mogą ci się przydać jeśli chodzi o Brzydulę.
Młody Dobrzański spojrzał w tym momencie na swojego przyjaciela tak jakby miał mu zaraz przywalić.
CDN...
No to Ula z Markiem wzajemnie się za zaszachowali, zaczyna między nimi iskrzyć😉 Paulina to jest totalnie głupie babsko. Czy Ona sądzi, że seniorzy nie zareagują i staną po jej stronie. Krzysztof i tak już krytycznie na nią spogląda a teraz jeszcze Helenę zraziła. Oj, ale Seba z tym swoim pomysłem może całkiem nieźle namieszać. Robi się coraz bardziej ciekawie, już nie mogę się doczekać kolejnej części. Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego tygodnia 🍀🌺
OdpowiedzUsuńPaulina już dawno zraziła do siebie obojga seniorów.
UsuńMasz rację Sebastian owszem bardzo mocno namiesza.
Dziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz komentarz na blogu.
Cieplutko pozdrawiam w niedzielę wieczorem.
Julita
milosc roskwitnie i to nie dlugo a sebek to niezly kretacz jest a fabio polecom jak po masle
OdpowiedzUsuńSebastian to zawsze patrzył, żeby jemu było dobrze. To taki śliski gad.
UsuńCo do Febo mam odpowiednio zaplanowany scenariusz.
Dziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz komentarz na blogu.
Cieplutko pozdrawiam w poniedziałek popołudniu.
Julita
Co prawda wątek błyskotek jest podjęty, ale liczę, że w tym przypadku Marek nie skorzysta z nich. W końcu Helena coś wie o problemach syna, a i Paulina zaczyna nie być już ukochaną Paulinką.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam milutko.
Paulina od dawna nie jest ukochaną Paulinką.
UsuńCo do błyskotek milczę.
Dziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz komentarz na blogu.
Cieplutko pozdrawiam we wtorek wieczorem.
Julita
A nie lepiej byłoby sprzedać Alexa i Paulinę do Rosji? Jako zabawki dla żołnierzy i żołnierek? Pobawią się a jak się znudzą do zabiją ich
OdpowiedzUsuńNawet przez chwilę nie pomyślałam o czymś takim.
UsuńDziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz komentarz na blogu.
Cieplutko pozdrawiam w piątek wieczorem.
Julita