Następnego dnia zaraz po przyjściu do pracy swoje kroki skierował do pracowni Pshemko. Chciał najpierw porozmawiać z mistrzem i skonsultować się. Uchylił drzwi od pracowni i jak najciszej wszedł do środka.
- Dzień dobry Pshemko - rzekł będąc już w środku - nie przeszkadzam?
- Witaj Marco - odparł - nie przeszkadzasz. Co cię sprowadza w moje skromne progi? - dopytywał mężczyzna.
- Pshemko przyszedłem do ciebie z pewną sprawą.
- Zaciekawiłeś mnie, mów prędko co to za sprawa.
- Chodzi o niewielki pokaz, podczas którego przeprowadzona byłaby zbiórka na rzecz fundacji mojej mamy. Zaraz po pokazie zorganizowalibyśmy sprzedaż. Co o tym myślisz przyjacielu? - Pshemko przez chwilę milczał.
- Myślę, że to niezły pomysł. Ale co moglibyśmy wystawić? Kolekcja sportowa odpada, bo dopiero co powstały szkice i pierwsze prototypy.
- Jeszcze się nad tym zastanowię i dam ci znać. Dziękuję ci Pshemko. Wiedziałem, że na ciebie zawsze można liczyć - pożegnał się z mistrzem i już bez żadnych przeszkód udał do swojego gabinetu. Na miejscu jak zawsze zastał swoją asystentkę i co było niecodziennym widokiem również sekretarka była dzisiaj o czasie w pracy. Przywitał się z obiema paniami ogólnym dzień dobry po czym zwrócił się do Cieplak.
- Ula możesz wejść do mnie?
- Jasne zaraz będę - odparła - słucham - usłyszał kilka minut później.
- Siadaj. Mam do ciebie dwie prośby i myślę, że mi pomożesz.
- Spróbuję chociaż niczego nie obiecuję - mówiła życzliwie lecz wydawać się mogło, że ton tej wypowiedzi był bardziej oficjalny. Jednak najpierw musiał zająć się inną sprawą. Chociaż wiedział, że wciąż mają nie dokończoną rozmowę z dnia poprzedniego. Postanowił to odłożyć do soboty. Miał już nawet ułożony plan na ten dzień a nawet wieczór.
- Wczoraj moja mama poprosiła mnie o pomoc w przygotowaniu czegoś w rodzaju festynu dla jej fundacji. Dzięki takim imprezom mama pozyskuje fundusze na pomoc dla chorych dzieci, ale i dla dorosłych. I oczywiście uczestniczeniu w tym przedsięwzięciu. Wpadłem na pewien pomysł dlatego też moja prośba o twoją pomoc. Byłem już u Pshemko, on się zgodził, ale nie mam pomysłu co dalej - mówił lecz Ula nie bardzo rozumiała w czym niby miałaby mu pomóc.
- A czy możesz mówić jaśniej? Niby do czego ja jestem ci potrzebna.
- Otóż pomyślałem, aby zrobić taki mini pokaz i spróbować sprzedać część tego co byśmy pokazali a pieniądze przekazali na fundację. Tylko nie bardzo mam pomysł co. Sam Pshemko też nie bardzo ma pomysł, bo sportowa odpada - mówił.
- To może jakieś kreacje z poprzednich kolekcji. Z tego co mi wiadomo to mnóstwo niesprzedanych sukien i nie tylko zalega w magazynach. Można by się przejechać do jednego z nich, zobaczyć oraz wybrać kilka. Mistrz mógłby poinformować również swoje klientki, że coś takiego będzie miało miejsce, kto wie może któraś ze stałych bywalczyń naszych butików zechce coś dokupić? A można to zrobić na zasadzie licytacji albo wystawić w konkretnej cenie - ten siedział i nie dowierzał własnym uszom. Kolejny raz przekonał się co do jej zatrudnienia. Nigdy nie zawiodła, sumienna, rzetelna i niosąca pomoc. Wystarczyło kilka chwil aby potrafiła wpaść na jakiś pomysł, na rozwiązanie, na wyjście nawet z najtrudniejszej sytuacji.
- Ula to jest po prostu genialne - odparł po tym jak się otrząsnął.
- Nic specjalnego. No ale mówiłeś o dwóch prośbach.
- Nie bądź taka skromna. Mam wielkie szczęście, że pracujesz w tej firmie. Ta druga prośba, to chciałem prosić abyś mi towarzyszyła na tym festynie.
- Teraz to chyba żartujesz? - pokręcił przecząco głową i chciał coś powiedzieć jednak Cieplak była szybsza - Marek spójrz jak ja wyglądam, nie pasowałabym tam, do tego towarzystwa. To nie dla mnie. Ja doskonale wiem jak wyglądam.
- No niby jak? - zadał to pytanie, chociaż znał odpowiedź lecz chciał usłyszeć.
- Jak brzydula - odparła. Dobrzański zacisnął pięści co nie uszło uwadze Uli lecz nie odezwała się.
- Przestań tak o sobie mówić, ba nawet tak myśleć. Nie jesteś żadną - nie umiał nawet wymówić tego słowa, bo jakoś dziwnie grzęzło mu w gardle - Ula doskonale wiesz, że nie wygląd się liczy a to co człowiek ma w głowie i w sercu.
- Ale ja naprawdę...- chciała kolejny raz odmówić.
- Skoro nie chcesz tak, w takim razie jest to polecenie służbowe i nie przyjmuję odmowy - wyciągnął argument, na który wiedział, że Cieplak nie będzie mogła odmówić.
- No dobrze, na którą mam być i gdzie?
- W sobotę, przyjadę po ciebie, abyś nie musiała błądzić. Będę tak na godzinę ósmą, bo musimy być nieco wcześniej.
Kiedy kończyli rozmowę usłyszeli tylko jak otwierają się drzwi, w których stanęła sama panna Febo.
- Violka mówiłem żebyś nikogo nie wpuszczała - krzyknął do swojej sekretarki.
- Ona nie zamierzała mnie nawet słuchać - padło z ust Violetty.
Ula wyminąwszy Paulinę opuściła gabinet swojego szefa, nie chciała być świadkiem ich rozmowy. Febo weszła do środka zamykając za sobą drzwi.
- Czego chcesz?
- Oj Marco nie gniewajmy się już. Wróć do naszego domu - mówiła tak przemiłym wręcz ociekającym miodem głosem, że aż robiło się niedobrze.
- Po pierwsze to jest mój dom, a po drugie zrywam z tobą ostatecznie. Nie mam zamiaru spędzić z tobą już ani jednej minuty mojego życia. Jesteś podłą, wyrachowaną żmiją. Brak ci ogłady, empatii, a ludzi niższego szczebla traktujesz jak śmieci - ta stała jak słup soli, jakby ją ktoś przymocował do podłogi. Nie umiała wydusić z siebie ani jednego słowa, przez chwilę.
- Ale jak to, nie możesz mi tego zrobić.
- Mogę i właśnie robię. A jeszcze jedno do końca tygodnia masz opuścić mój dom, zwracając mi klucze. Jeśli nie zrobisz tego dobrowolnie złożę sprawę do sądu o eksmisję - mówił spokojnie starając się być opanowanym. Febo z zadartym do góry nosem i wielce obrażona opuściła gabinet już byłego chłopaka.
- Ula ja idę do pracowni w wiadomej sprawie - rzekł do Cieplak. Ta skinęła głową nie odrywają wzroku od monitora. Jednak kontem oka zauważyła, że prezes coś niósł w ręce. Domyślała się co to było.
W czasie kiedy inni byli zajęci swoją pracę w gabinecie dyrektora finansowego trwała dość mocno ożywiona dyskusja.
- Sorella, proszę cię nie denerwuj się tylko mów co się takiego stało, że ten dupek tak zrobił.
- Mówiłam ci, że pokłóciłam się z tym dupkiem, po tym jak chciał zastawić dom. I kiedy kolejnego dnia znowu zrobił mi awanturę, że ze wszystkim latam do ciebie. Więc ja jeszcze tego samego dnia wystawiłam jego rzeczy za drzwi i wymieniłam zamki.
- Co ty zrobiłaś? Ty naprawdę masz coś nie tak z myśleniem, jak ta twoja Violetta.
- Ona nie jest moja. A dwa dlaczego tak do mnie mówisz. To niby co ja miałam zrobić? Chyba coś mi się też od życia należy.
- Tak należy, ale jak sama wiesz dom jest tylko jego, bo nie jesteście małżeństwem. A nawet po ślubie ten dom byłby tylko jego. Poradziłbym ci abyś poszła do Heleny i Krzysztofa aby pomogli, ale z tego co mi wiadomo jesteś u nich spalona tak jak i ja.
- To co mam teraz zrobić? - rozkładała ręce w bezradności, a bynajmniej tak mogłoby to wyglądać dla postronnego obserwatora.
- No ja nie wiem. Wynajmij sobie coś albo kup jakieś mieszkanko - zasugerował.
- No pomocny to ty nie jesteś - odburknęła.
- A niby co takiego mam zrobić? Iść i obić mu gębę a może błagać na kolanach aby do ciebie wrócił? - dopytywał Aleks.
- Mógłbyś mnie przyjąć do siebie, w końcu jesteśmy rodzeństwem. A i nie zapominaj kto podarował ci swoją część udziałów - uderzyła w czuły punkt.
- Nikt cię o to nie prosił.
- Może i nie. Jednak doskonale wiedziałam jak źle zniosłeś fakt iż Dobrzańscy swoje udziały przepisały na Marka - odparła - więc jak będzie z moim mieszkaniem.
- No niech ci będzie możesz zamieszkać u mnie - odparł podkreślając ostatnie słowo - jednak w porównaniu do mieszkania z Mareczkiem tu będziesz musiała się dokładać do opłat - Paulina zrobiła wielkie oczy jak spodki od filiżanek.
- No ale jak to dokładać?
- No tak to. Chcesz mieszkać to płać - doskonale wiedział, że jego siostra się zgodzi, bo w pewnym sensie nie ma innego wyjścia.
- Dobrze, niech ci będzie. To ile będę ci dopłacać?
- Muszę to przeliczyć i wieczorem dam ci znać. A teraz wybacz siostra lecz muszę zająć się pracą.
Pożegnali się ustalając, że jeszcze dzisiaj Paulina wprowadzi się do brata. Chciała go jeszcze poprosić o pomoc jednak zrezygnowała.
W związku z zaistniałą sytuacją ponownie udała się do gabinetu młodego Dobrzańskiego aby poinformować go, że wychodzi i już w dniu dzisiejszym do firmy nie wróci. Z torebki wyjęła jeden z dwóch kompletów kluczy.
- Proszę to są klucze od domu. Jadę się spakować i jutro oddam ci drugi komplet.
- W porządku - odparł i zatapiając się ponownie w sprawach firmowych dał kobiecie do zrozumienia, że rozmowa zakończona.
Został sam, wreszcie mógł odetchnąć pełną piersią.
KOCHANI TO BYŁA OSTATNIA CZĘŚĆ PRZED URLOPEM. PLANOWAŁAM ZAKOŃCZYĆ TYM ROZDZIAŁEM, JEDNAK COŚ POSZŁO NIE TAK. WIDZIMY SIĘ 25 SIERPNIA. DO ZOBACZENIA.
CDN...