niedziela, 28 lipca 2024

UDZIAŁY część IV

 Następnego dnia zaraz po przyjściu do pracy swoje kroki skierował do pracowni Pshemko. Chciał najpierw porozmawiać z mistrzem i skonsultować się. Uchylił drzwi od pracowni i jak najciszej wszedł do środka. 
- Dzień dobry Pshemko - rzekł będąc już w środku - nie przeszkadzam? 
- Witaj Marco - odparł - nie przeszkadzasz. Co cię sprowadza w moje skromne progi? - dopytywał mężczyzna. 
- Pshemko przyszedłem do ciebie z pewną sprawą. 
- Zaciekawiłeś mnie, mów prędko co to za sprawa. 
- Chodzi o niewielki pokaz, podczas którego przeprowadzona byłaby zbiórka na rzecz fundacji mojej mamy. Zaraz po pokazie zorganizowalibyśmy sprzedaż. Co o tym myślisz przyjacielu? - Pshemko przez chwilę milczał. 
- Myślę, że to niezły pomysł. Ale co moglibyśmy wystawić? Kolekcja sportowa odpada, bo dopiero co powstały szkice i pierwsze prototypy. 
- Jeszcze się nad tym zastanowię i dam ci znać. Dziękuję ci Pshemko. Wiedziałem, że na ciebie zawsze można liczyć - pożegnał się z mistrzem i już bez żadnych przeszkód udał do swojego gabinetu. Na miejscu jak zawsze zastał swoją asystentkę i co było niecodziennym widokiem również sekretarka była dzisiaj o czasie w pracy. Przywitał się z obiema paniami ogólnym dzień dobry po czym zwrócił się do Cieplak. 
- Ula możesz wejść do mnie? 
- Jasne zaraz będę - odparła - słucham - usłyszał kilka minut później. 
- Siadaj. Mam do ciebie dwie prośby i myślę, że mi pomożesz. 
- Spróbuję chociaż niczego nie obiecuję - mówiła życzliwie lecz wydawać się mogło, że ton tej wypowiedzi był bardziej oficjalny. Jednak najpierw musiał zająć się inną sprawą. Chociaż wiedział, że wciąż mają nie dokończoną rozmowę z dnia poprzedniego. Postanowił to odłożyć do soboty. Miał już nawet ułożony plan na ten dzień a nawet wieczór. 
- Wczoraj moja mama poprosiła mnie o pomoc w przygotowaniu czegoś w rodzaju festynu dla jej fundacji. Dzięki takim imprezom mama pozyskuje fundusze na pomoc dla chorych dzieci, ale i dla dorosłych. I oczywiście uczestniczeniu w tym przedsięwzięciu. Wpadłem na pewien pomysł dlatego też moja prośba o twoją pomoc. Byłem już u Pshemko, on się zgodził, ale nie mam pomysłu co dalej - mówił lecz Ula nie bardzo rozumiała w czym niby miałaby mu pomóc.
- A czy możesz mówić jaśniej? Niby do czego ja jestem ci potrzebna. 
- Otóż pomyślałem, aby zrobić taki mini pokaz i spróbować sprzedać część tego co byśmy pokazali a pieniądze przekazali na fundację. Tylko nie bardzo mam pomysł co. Sam Pshemko też nie bardzo ma pomysł, bo sportowa odpada - mówił. 
- To może jakieś kreacje z poprzednich kolekcji. Z tego co mi wiadomo to mnóstwo niesprzedanych sukien i  nie tylko zalega w magazynach. Można by się przejechać do jednego z nich, zobaczyć oraz wybrać kilka. Mistrz mógłby poinformować również swoje klientki, że coś takiego będzie miało miejsce, kto wie może któraś ze stałych bywalczyń naszych butików zechce coś dokupić? A można to zrobić na zasadzie licytacji albo wystawić w konkretnej cenie - ten siedział i nie dowierzał własnym uszom. Kolejny raz przekonał się co do jej zatrudnienia. Nigdy nie zawiodła, sumienna, rzetelna i niosąca pomoc. Wystarczyło kilka chwil aby potrafiła wpaść na jakiś pomysł, na rozwiązanie, na wyjście nawet z najtrudniejszej sytuacji. 
- Ula to jest po prostu genialne - odparł po tym jak się otrząsnął.
- Nic specjalnego. No ale mówiłeś o dwóch prośbach. 
- Nie bądź taka skromna. Mam wielkie szczęście, że pracujesz w tej firmie. Ta druga prośba, to chciałem prosić abyś mi towarzyszyła na tym festynie. 
- Teraz to chyba żartujesz? - pokręcił przecząco głową i chciał coś powiedzieć jednak Cieplak była szybsza - Marek spójrz jak ja wyglądam, nie pasowałabym tam, do tego towarzystwa. To nie dla mnie. Ja doskonale wiem jak wyglądam. 
- No niby jak? - zadał to pytanie, chociaż znał odpowiedź lecz chciał usłyszeć. 
- Jak brzydula - odparła. Dobrzański zacisnął pięści co nie uszło uwadze Uli lecz nie odezwała się. 
- Przestań tak o sobie mówić, ba nawet tak myśleć. Nie jesteś żadną - nie umiał nawet wymówić tego słowa, bo jakoś dziwnie grzęzło mu w gardle - Ula doskonale wiesz, że nie wygląd się liczy a to co człowiek ma w głowie i w sercu.
- Ale ja naprawdę...- chciała kolejny raz odmówić. 
- Skoro nie chcesz tak, w takim razie jest to polecenie służbowe i nie przyjmuję odmowy - wyciągnął argument, na który wiedział, że Cieplak nie  będzie mogła odmówić. 
- No dobrze, na którą mam być i gdzie? 
- W sobotę, przyjadę po ciebie, abyś nie musiała błądzić. Będę tak na godzinę ósmą, bo musimy być nieco wcześniej. 
Kiedy kończyli rozmowę usłyszeli tylko jak otwierają się drzwi, w których stanęła sama panna Febo. 
- Violka mówiłem żebyś nikogo nie wpuszczała - krzyknął do swojej sekretarki. 
- Ona nie zamierzała mnie nawet słuchać - padło z ust Violetty. 
Ula wyminąwszy Paulinę opuściła gabinet swojego szefa, nie chciała być świadkiem ich rozmowy. Febo weszła do środka zamykając za sobą drzwi. 
- Czego chcesz? 
- Oj Marco nie gniewajmy się już. Wróć do naszego domu - mówiła tak przemiłym wręcz ociekającym miodem głosem, że aż robiło się niedobrze. 
- Po pierwsze to jest mój dom, a po drugie zrywam z tobą ostatecznie. Nie mam zamiaru spędzić z tobą już ani jednej minuty mojego życia. Jesteś podłą, wyrachowaną żmiją. Brak ci ogłady, empatii, a ludzi niższego szczebla traktujesz jak śmieci - ta stała jak słup soli, jakby ją ktoś przymocował do podłogi. Nie umiała wydusić z siebie ani jednego słowa, przez chwilę. 
- Ale jak to, nie możesz mi tego zrobić.
- Mogę i właśnie robię. A jeszcze jedno do końca tygodnia masz opuścić mój dom, zwracając mi klucze. Jeśli nie zrobisz tego dobrowolnie złożę sprawę do sądu o eksmisję - mówił spokojnie starając się być opanowanym. Febo z zadartym do góry nosem i wielce obrażona opuściła gabinet już byłego chłopaka. 
- Ula ja idę do pracowni w wiadomej sprawie - rzekł do Cieplak. Ta skinęła głową nie odrywają wzroku od monitora. Jednak kontem oka zauważyła, że prezes coś niósł w ręce. Domyślała się co to było. 

W czasie kiedy inni byli zajęci swoją pracę w gabinecie dyrektora finansowego trwała dość mocno ożywiona dyskusja. 
- Sorella, proszę cię nie denerwuj się tylko mów co się takiego stało, że ten dupek tak zrobił. 
- Mówiłam ci, że pokłóciłam się z tym dupkiem, po tym jak chciał zastawić dom. I kiedy kolejnego dnia znowu zrobił mi awanturę, że ze wszystkim latam do ciebie. Więc ja jeszcze tego samego dnia wystawiłam jego rzeczy za drzwi i wymieniłam zamki. 
- Co ty zrobiłaś? Ty naprawdę masz coś nie tak z myśleniem, jak ta twoja Violetta. 
- Ona nie jest moja. A dwa dlaczego tak do mnie mówisz. To niby co ja miałam zrobić? Chyba coś mi się też od życia należy. 
- Tak należy, ale jak sama wiesz dom jest tylko jego, bo nie jesteście małżeństwem. A nawet po ślubie ten dom byłby tylko jego. Poradziłbym ci abyś poszła do Heleny i Krzysztofa aby pomogli, ale z tego co mi wiadomo jesteś u nich spalona tak jak i ja.  
- To co mam teraz zrobić? - rozkładała ręce w bezradności, a bynajmniej tak mogłoby to wyglądać dla postronnego obserwatora. 
- No ja nie wiem. Wynajmij sobie coś albo kup jakieś mieszkanko - zasugerował. 
- No pomocny to ty nie jesteś - odburknęła. 
- A niby co takiego mam zrobić? Iść i obić mu gębę a może błagać na kolanach aby do ciebie wrócił? - dopytywał Aleks. 
- Mógłbyś mnie przyjąć do siebie, w końcu jesteśmy rodzeństwem. A i nie zapominaj kto podarował ci swoją część udziałów - uderzyła w czuły punkt. 
- Nikt cię o to nie prosił. 
- Może i nie. Jednak doskonale wiedziałam jak źle zniosłeś fakt iż Dobrzańscy swoje udziały przepisały na Marka - odparła - więc jak będzie z moim mieszkaniem. 
- No niech ci będzie możesz zamieszkać u mnie - odparł podkreślając ostatnie słowo - jednak w porównaniu do mieszkania z Mareczkiem tu będziesz musiała się dokładać do opłat - Paulina zrobiła wielkie oczy jak spodki od filiżanek. 
- No ale jak to dokładać? 
- No tak to. Chcesz mieszkać to płać - doskonale wiedział, że jego siostra się zgodzi, bo w pewnym sensie nie ma innego wyjścia. 
- Dobrze, niech ci będzie. To ile będę ci dopłacać? 
- Muszę to przeliczyć i wieczorem dam ci znać. A teraz wybacz siostra lecz muszę zająć się pracą. 
Pożegnali się ustalając, że jeszcze dzisiaj Paulina wprowadzi się do brata.  Chciała go jeszcze poprosić o pomoc jednak zrezygnowała. 
W związku z zaistniałą sytuacją ponownie udała się do gabinetu młodego Dobrzańskiego aby poinformować go, że wychodzi i już w dniu dzisiejszym do firmy nie wróci. Z torebki wyjęła jeden z dwóch kompletów kluczy. 
- Proszę to są klucze od domu. Jadę się spakować i jutro oddam ci drugi komplet. 
- W porządku - odparł i zatapiając się ponownie w sprawach firmowych dał kobiecie do zrozumienia, że rozmowa zakończona. 
Został sam, wreszcie mógł odetchnąć pełną piersią.  

KOCHANI TO BYŁA OSTATNIA CZĘŚĆ PRZED URLOPEM. PLANOWAŁAM ZAKOŃCZYĆ TYM ROZDZIAŁEM, JEDNAK COŚ POSZŁO NIE TAK. WIDZIMY SIĘ 25 SIERPNIA. DO ZOBACZENIA. 
CDN... 

niedziela, 21 lipca 2024

UDZIAŁY część III - informacja.

 Na samym początku krótka informacja. Otóż moi mili od 1 sierpnia nastąpi przerwa wakacyjna nie potrwa długo, bo zaledwie do 25 sierpnia. Tego też dnia pojawi się nowy wpis. 



- Tyle razy ci mówiłem, że Ula nie jest żadną brzydulą - mówił chociaż doskonale zdawał sobie sprawę , że jego asystentka odstaje nieco wizerunkiem od innych. Lecz słowo nieco to tak delikatnie powiedziane. Jednak on sam nie oceniał jej po wyglądzie, ale po tym jakim wspaniałym, oddanym firmie jest pracownikiem. W ciągu tych kilku miesięcy wspólnej pracy poznał ją i wiedział doskonale jaka jest. Już nie potrafił sobie wyobrazić pracy bez niej - a dodatkowo nie wiem czy zauważyłeś lecz Ula nie nosi biżuterii. 
- Oj tam stary nie przesadzaj, w końcu każda kobieta lubi błyskotki. Nawet taka firmowa brzydula - z chwilą wypowiedzenia ostatniego słowa Olszański poczuł dość mocne uderzenie w nos, zachwiał się i próbując ręką przytrzymać biurka potrącił pakunek. Cała jego zawartość rozsypała się na blacie i podłodze. Chwycił się za niego i już miał się odezwać, gdy otworzyły się drzwi od gabinetu a w nich stanęła Cieplak. 
- Co wy wyprawiacie. Te wasze krzyki słychać...- nie do kończyła kiedy zobaczyła Sebastiana - na litość boską co tu się stało? 
- Nic takiego - odburknął kadrowy i wyszedł z gabinetu. 
- Marek możesz mi powiedzieć o co chodzi? - dociekała kobieta. 
- Nic takiego. Takie tam męskie sprawy - próbował się wymigać od odpowiedzi jednocześnie próbując zasłonić to co się rozsypało. 
- Nie wierzę ci. No ale skoro nie chcesz powiedzieć to trudno - odparła i wyszła. 
Dobrzański pozbierał wszystkie te precjoza i schował. 
- Potem zaniosę je temu kretynowi - pomyślał. 
Usiadł ponownie za biurkiem jednak to co się wydarzyło nie pozwalało skupić na pracy. Cały czas wracał myślami do Uli i tego co się wydarzyło kilka minut temu. W pewnym momencie nawet przemknęła mu jedna myśl. 
- Dlaczego ona to robi? Dlaczego tak mu pomaga? - wstał i podszedł do okna tak jakby chciał właśnie tam gdzieś w przestrzeni znaleźć odpowiedź. Jednak dość szybko odrzucił te myśli odpowiadając sobie samemu. 
- Przecież jesteśmy przyjaciółmi. 


Jego wzrok nagle skierował się w stronę bramy parku tuż przy firmie, gdzie ujrzał swoją asystentkę. Spojrzał na zegarek.
- No tak już siedemnasta - nie myśląc zebrał swoje rzeczy nie zwracając uwagi na bałagan jaki pozostawił na biurku wyszedł. 
Od tego dnia między tą trójką panowała jakaś dziwna, napięta atmosfera. Ula prawie nie rozmawiała z Markiem. Niemalże unikała kontaktu z nim, wykonywała swoje obowiązki jak zwykle sumiennie i rzetelnie. Jednak nic poza tym. Panowie również ze sobą nie rozmawiali. I o ile Marek rozumiał dlaczego Sebastian jest na niego obrażony, on sam był zły na kadrowego za to co powiedział. Tak kompletnie nie rozumiał zachowania swojej asystentki.  
- Ula możesz do mnie przyjść? - poprosił kiedy wracał od Pshemko. 
- Już idę. Tylko zamknę plik - odparła. Po nieco minucie trzymając zeszyt oraz długopis weszła do jego gabinetu. Stanęła przy biurku i czekała co takiego ma do zlecenia jej szef. 
- Usiądź Ula - rzekł i gestem ręki wskazał na kanapę. Wykonała jego polecenie nie protestując. Nastała cisza, którą przerwała Cieplak. 
- To co chciałeś mi dać do zrobienia? - 
- Chciałem z tobą porozmawiać, ale nie do końca w sprawie pracy - ta spojrzała na młodego Dobrzańskiego nie rozumiejąc o co chodzi - Ula od kilku dni mam wrażenie jakbyś mnie unikała - wyjaśnił. 
- To nie tak Marek.
- A jak? Możesz mi powiedzieć? - dopytywał. Ula wstała i nie pytając o zgodę otworzyła najpierw jedną szufladę a kiedy zamierzała otworzyć kolejną usłyszała - ostatnia - Marek domyślił się czego szuka. Wyjęła jej zawartość i z niemym pytaniem w oczach postawiła ją przed Dobrzańskim - Ula skąd ty....? 
- Tamtego dnia próbowałeś to nieudolnie zasłonić - wskazała na torebkę. 
- Ula te rzeczy przyniósł mi Sebastian. Próbował mi wmówić, że skoro dałem ci udziały to muszę mieć ciebie przy sobie. A takimi błyskotkami na pewno cię zatrzymam - mówił patrząc jej prosto w oczy, pominął jednak to jak Olszański ją nazwał - Ula nie zamierzałem tego robić. Tamtego dnia po prostu wrzuciłem to wszystko do torebki i schowałem do szuflady. Miałem mu to oddać, ale jakoś wyleciało mi to z głowy. Potem sama wiesz, że mieliśmy przez ostatnie dwa dni przeprawę z Pshemko, po tym jak okazało się, że Paulina nie ogarnęła tematu modeli. Ja wiem doskonale, że ty mnie nie oszukasz ani nie zawiedziesz i nie muszę się posuwać do jakiegokolwiek podstępu - ta siedziała milcząc, co niepokoiło Marka - proszę powiedz coś - prosił. Cieplak wstała i wyszła na moment z gabinetu wprawiając w osłupienie. 
- Proszę - zwróciła się do mężczyzny wyciągają w jego kierunku rękę uzbrojoną w teczkę. Rozpoznał ją. 
- Ula...- chciał zaprzeczyć kiedy usłyszeli pukanie. Marek zaprosił gościa go środka, by po chwili ujrzeć w nich Helenę. 
Ula podniosła się z kanapy i przywitawszy się z panią Dobrzańską proponując coś do picia opuściła gabinet. Po kilku minutach pojawiła się ponownie niosąc tacę z dwiema filiżankami kawy oraz ciastkami na talerzyku. 
- Synku przyszłam do ciebie z prośbą o pomoc - mówiła 
- O jaką pomoc chodzi? Coś z tatą? - dopytywał. 
- Z tatą wszystko w porządku. Chodzi o pomoc w fundacji a mówiąc dokładniej to pomoc w przygotowaniu festynu oraz zbiórki. 
- Nie ma problemu mamo. Powiedz tylko kiedy. 
- W najbliższą sobotę - Marek przez chwilę milczał widać było, że się nad czymś zastanawiał - jeśli masz inne plany synku to ja to zrozumiem. 
- Nie mamo, to zupełnie coś innego. Po prostu wpadł mi do głowy pewien pomysł. Jednak nie sądzę aby udało się go zrealizować do soboty - pospieszył z wyjaśnieniem.  
- A co to za pomysł? - zaciekawiła się Helena. 
- Na razie nic ci nie powiem. Jednak w sobotę na pewno będę. A czy mogę przyjść z kimś? I na którą godzinę zaplanowałaś całą imprezę? 
- Oczywiście, że możesz przyprowadzić kogoś znajomego. Całość zacznie się od godziny dziesiątej i myślę, że potrwa tak do godziny dziewiętnastej no może do dwudziestej - odparła. 
- W porządku to ja przyjadę znacznie wcześniej. Tak myślę, że około dziewiątej już będę. 
Kolejny raz Helena mogła czuć się dumna ze swojego jedynaka, tak samo jak i jej mąż. Nigdy nie odmówił pomocy.  Zawsze mogli na niego liczyć, w każdej sytuacji. Kiedy to on okazał się najlepszym kandydatem na prezesa firmy senior Dobrzański puchł z dumy. 
- Wiedziałem, że jesteś najlepszym kandydatem na to stanowisko. Gratulacje synu - usłyszał Marek po ogłoszeniu wyników. 
- Dziękuję ci tato. Ale to nie do końca moja zasługa. Przy tej prezentacji pomagała mi Ula - mówił, wyjaśniając. 
- Domyślam się, że ktoś ci pomagał. Tak samo w pisaniu pomagał zapewne Adam Turek. Synu nie ma w tym niczego złego. 
Marek nigdy nie był łasy na takie pochlebstwa, ale słowa uznania od samego ojca dodawały mu wiary w siebie samego. A słyszał je dość często, bo Krzysztof nie skąpił ich swojemu jedynakowi. I tylko czasem ubolewał, że jego przybranemu synowi nie może tego samego powiedzieć. Często ten drugi rozczarowywał go tak samo jak i jego siostra. Dawali zazwyczaj im powody do zmartwień. 
CDN...

niedziela, 14 lipca 2024

UDZIAŁY część II

 Siedział za biurkiem i zastanawiał się co dalej. Telefon od rzeczoznawcy nie ucieszył w nim gonitwy myśli. Z tych rozmyśleń wyrwało go delikatne pukanie do drzwi. 
- Proszę - rzekł i po chwili ujrzał w wchodzącą do środka Ulę. 
- Marek możemy porozmawiać? 
- Jasne, wchodź - odparł. Ula usiadła na fotelu stojącym tuż przy drzwiach, tak jakby miała zaraz wyjść - to o czym chciałaś porozmawiać - odezwał się, kiedy ta milczała. Cieplak wyjęła z teczki jakieś dokumenty. 
- Proszę - rzekła i podała mu to co miała w ręku. 
- Co to ma być? Dlaczego? - dopytywał nie rozumiejąc sensu. 
- Ty nie chcesz mojej pomocy. Dodatkowo całkiem przypadkiem usłyszałam kawałek rozmowy Pauliny z kimś przez telefon. I wiem, że nie masz żadnego innego planu, bo ona pokrzyżowała twój jakiś plan. A ja nie zamierzam pracować pod rządami Aleksa. Z tego też powodu wolę samej odejść już teraz niż aby ten dupek miał mnie zwolnić - mówiła. 
- Nie Ula, ja się nie zgadzam i nie zamierzam podpisać tego wypowiedzenia. 
- Proszę cię nie utrudniaj mi. 
- Niczego ci nie utrudniam, ale nie chcę cię stracić. 
- To pozwól sobie pomóc - widać było, że nie zamierza więcej z nim dyskutować. Wstała i stojąc już przy drzwiach dodała - masz wybór bez innych dodatkowych możliwości - była niemalże pewna jaką młody Dobrzański podejmie decyzję. Wyszła zostawiając go z tym i dając możliwość zastanowienia się. 
Jak bumerang wracały do niego słowa Olszańskiego, kiedy to mówił aby przyjął tę pomoc od Brzyduli a w zamian dał jej weksle na udziały. Minęło nieco czasu nim postanowił zgodzić się na propozycję Uli. Spojrzał na stojący na biurku zegarek.
- Pora na lunch - pomyślał - zaproponuję jej wspólne wyjście i tam oznajmię co postanowiłem - z takim właśnie postanowieniem wyszedł z biura. Jakie było jego zaskoczenie, gdy nie zastał w sekretariacie swojej asystentki. 
- Viola, nie wiesz gdzie jest Ula? 
- Mówiła, ze idzie najpierw do Pshemko a potem na lunch - usłyszał w odpowiedzi. 
Wyciągnął telefon i wybrał znajomy numer lecz usłyszał po chwili jedynie automatyczną sekretarkę i tak było jeszcze dwukrotnie. 

- Seba zgodziłem się na pomoc od Uli - zakomunikował przyjacielowi. 
- Brawo ty - usłyszał w odpowiedzi. 
- Za twoją namową chcę dać jej weksel na udziały. 
- A co takiego się stało, że uznałeś jej pomoc za słuszną? - dociekał kadrowy. 
- Ulka w pewnym sensie postawiła mnie pod ścianą - pytające spojrzenie przyjaciela sprowokowało, że pospieszył z wyjaśnieniem - wręczyła mi swoje wypowiedzenie. 
- Co takiego zrobiła? Chce odejść? - niedowierzał Olszański. Marek pokiwał głową na tak - no to masz bracie przechlapane. 
- Dlatego właśnie nie pozostaje mi nic innego jak zgodzić się na jej pomoc. Bez niej jestem jak ten ślepy i kulawy.  

Było już dobrze po godzinie trzynastej kiedy to Marek ponownie rozmawiał ze swoją asystentkom. 
- Ula w porządku przyjmę twoją propozycję pomocy, ale pod jednym warunkiem - mówił. 
- To znaczy pod jakim? - dopytywała kobieta. 
- Nie zwolnisz się oraz ... - chciał jeszcze coś powiedzieć kiedy to Ula mu przeszkodziła. 
- Miał być tylko jeden warunek. 
- Pozwól, że dokończę. A więc jak mówiłem nie odejdziesz z firmy, ale w zamian za ten kredyt weźmiesz ten oto weksel na moje udziały. 
- O nie Marek, nie mogę się na to zgodzić - mówiła. 
- Nie masz innego wyjścia, moja droga. Weksel albo nie przyjmuję twojej pomocy. 
Ktoś stojący z boku słysząc tę wymianę zdań pomyślałby, że jest dość dziwne zachowanie obojga dorosłych ludzi. Jednak w końcu panna Cieplak zgodziła się na ten rodzaj zabezpieczenia, bo inaczej musiałaby szukać nowej pracy. Doskonale zdawała sobie sprawę, że tylko w ten sposób może uratować nie tylko siebie czy też Marka, ale i inne osoby. Było doskonale wiadome jakie ruchy poczyniłby Aleks gdyby został prezesem. 

Przez kolejne dni nic takiego się nie działo, poza wciąż panującą atmosferą entuzjazmu. Po tym jak Marek ogłosił, że jednak powstanie kolekcja sportowa. 
Jednak nic co dobre nie może trwać wiecznie. Pewnego dnia można było usłyszeć jak Marek kłóci się z Pauliną. I niby nic w tym dziwnego, bo oni dość często się sprzeczali, ale działo się to w jego gabinecie. A tym razem wyglądali tak jakby robili to już od jakiegoś czasu. 
- Ty jak zwykle ze wszystkim musisz lecieć do swojego braciszka? - mówił podniesionym głosem młody prezes. 
- A co miałam zrobić skoro zamierzałeś pozbawić mnie dachu nad głową? 
- Po pierwsze nie pozbawić, a po drugie to jest mój dom jeśli zapomniałaś. 
- Pieniądze na niego dostaliśmy od twoich rodziców - Marek spojrzał na nią i nie bardzo wiedział czy ona jest taka głupia czy taką udaje. 
- Przypominam ci, że owszem dostałem - podkreślił ostatnie słowo - w prezencie na dwudzieste urodziny. I miałem kupić za nie taki dom jaki chciałem. 
- Przecież słyszałam jak Krzysztof mówił.... - weszła mu w słowo. 
- To widocznie źle zrozumiałaś. Ja również je pamiętam. A dla twojego przypomnienia to na umowie kupna sprzedaży jako właściciel wpisany jestem tylko ja więc mogę z tym domem zrobić co mi się podoba. Ty nawet nie jesteś tu zameldowana. 
- Jeszcze tego pożałujesz - odgrażała się - nie uda ci się mnie tak łatwo wyrzucić z domu - Marek nie przejął się tym. 
Jednak powrót do domu wieczorem bardzo mocno go zaskoczył a nawet zdziwił. Przed drzwiami stały jego bagaże i żeby tego było mało, to panna Febo wymieniła zamki w drzwiach. 
Ten nie chcąc robić zamieszania i szarpać się z nią postanowił pojechać na tę noc do rodziców. Wiedział, że zawsze może liczyć na ich wsparcie. Oboje seniorzy już od dawna widzieli, że związek ich syna z przybraną córką nie jest taki jaki być powinien. Jednak nie wtrącali się w prywatne życie swojego jedynaka. Chociaż zdarzyła się taka sytuacja kiedy to Krzysztof Dobrzański powiedział co myśli. Miało to miejsce kilka miesięcy temu podczas rodzinnego spotkania. Seniorzy zaprosili całą trójkę to jest Marka, Paulinę oraz Aleksa na niedzielny obiad. Podczas tego spotkania panna Febo zaczęła skarżyć się na Marka. 
- On mnie kompletnie nie szanuje. Wraca do domu późno, nie dba o moje potrzeby - i mogłaby tak jeszcze długo wymieniać aż w końcu odezwał się Krzysztof. 
- Moja doga skoro tak ci źle z Markiem i jesteś z nim taka nieszczęśliwa, to po co z nim jesteś? 
- No jak to po co? - oburzyła się - ja go kocham - mówiła piskliwym głosikiem. 
- No chyba jedynie mój majątek - odgryzł się Marek. 
Po tej wymianie zdań Paulina przez kolejne kilka dni nie odzywała się do Marka ani do państwa Dobrzańskich. 
Było nieco po dwudziestej kiedy to parkował swoje auto na podjeździe u swoich rodziców. Wyjaśnił co się wydarzyło i poprosił o możliwość przenocowania. 
- Oczywiście synku, że możesz - mówiła matka - przecież to też jest twój dom. 
Następnego dnia do domu swojego syna udała się Helena była niemal pewna, że zastanie tam swoją przybraną córkę.  
- Witaj Paulinko - przywitała się z młodszą kobietą kiedy ta jej otworzyła drzwi. 
- Witaj Helenko. Co cię sprowadza? - Helena nie zamierzając wydać Marka, że wie o wszystkim postanowiła nieco poudawać. 
- Przyjechałam, bo chciałam się spotkać z Markiem jeszcze przed jego pracą. Dzwoniłam wczoraj i mówił mi, że będzie dzisiaj później w firmie. 
- Oj tak mi przykro, ale Marka nie ma w domu. Widocznie miał umówione jakieś spotkanie poza firmą - Febo próbowała kłamać - no, ale ja może będę mogła ci jakoś pomóc. 
- Nie sądzę abyś była odpowiednią osobą - widząc zaskoczoną minę Dobrzańska postanowiła kontynuować - do tego potrzebuję kogoś z empatią. 
Tym ostatnim słowem najwyraźniej uraziła pannę Febo lecz ta nie odpowiedziała słowem. Czuła się wielce urażona takim potraktowaniem jej kobiety z klasą. Ale ona jeszcze im pokaże. 

W tym samym czasie na Lwowskiej dwóch młodych mężczyzn siedzących w gabinecie rozmawiało o wydarzeniach dnia poprzedniego, ale i nie tylko. Kiedy junior Dobrzański skończył opowiadać kadrowy poprosił aby ten chwilę zaczekał. Nie minęło więcej jak około pięciu minut a Olszański ponownie był w gabinecie swojego przyjaciela. 
- Marek spójrz co ci przyniosłem - wyszczerzył się Olszański wręczając średniej wielkości torebkę wypełnioną biżuterią.
- A ty co jubilera okradłeś czy co? 
- Nie okradłem. Zawsze mam jakieś świecidełka , gdybym musiał jakąś lalę udobruchać. 
- No, ale czy ja wyglądam na taką lalę? 
- Ty nie, ale mogą ci się przydać jeśli chodzi o Brzydulę. 
Młody Dobrzański spojrzał w tym momencie na swojego przyjaciela tak jakby miał mu zaraz przywalić. 
CDN...

niedziela, 7 lipca 2024

UDZIAŁY część I


 - Nie Ula, nie ma mowy - mówił młody Dobrzański próbując jakoś odwieść ją od  próby wzięcia kolejnego kredytu. 
- Marek, ale dobrze wiesz, że to jedyny sposób aby utrzeć nosa Aleksowi a Ty żebyś nie stracił stanowiska - przekonywała go Ula. 
- No tak Ula, wszystko ładnie, pięknie. Ale pomyślałaś co może się stać jeśli ja nie będę mógł spłacić tego kredytu - argumentował, ale dość nieudolnie Marek. 
- Ryzyko jest zawsze - odpowiedziała. 
- Gdybym jeszcze miał coś czym mógłbym cię zabezpieczyć w razie kłopotów - rozmyślał. 
- Ale ja niczego takiego nie potrzebuję. Ufam ci i wierzę, że mnie nie oszukasz - mówiła. 
- W porządku Ula pozwól, że jeszcze się zastanowię. I może coś wymyślę jak wyjść z tej sytuacji z twarzą. Jeszcze dzisiaj mam jechać do rodziców i porozmawiam z ojcem. 
Tego dnia już więcej nie wracali do rozmowy o kredycie. Każde zajęło się swoją pracą. Pod koniec dniówki do gabinetu prezesa wszedł jego przyjaciel Sebastian Olszański. 
- Witaj przyjacielu - przywitał się z Markiem. 
- Cześć - odburknął pod nosem. 
- Coś ty taki? Chciałem wyciągnąć cię na piwo, ale widzę, że nie jesteś w humorze. Co jest? - dopytywał widząc jak Marek siedzi przed laptopem.



- Nic takiego - odpowiedział. 
- Jak to nic? Przecież widzę, że coś cię gryzie - próbował wyciągnąć cokolwiek od przyjaciela. 
- Ula zaproponowała mi, że weźmie kolejny kredyt aby pomóc w tej całej sprawie z reprezentacją - Olszański zrobił wielkie oczy. 
- I co zamierzasz zrobić? Zgodzisz się? 
- Nie - odpowiedział bez namysłu. 
- Dlaczego? 
- Co za głupie pytanie. Sebastian to jest pożyczka na kilkadziesiąt tysięcy złotych a nie jakieś tam kilka stówek. Jak ty sobie to wyobrażasz, ona weźmie zapożyczy się, a ja nie dam rady jej spłacić i co wtedy? 
- To możesz dać jej coś w zastaw - odparł kadrowy.
- A niby co miałbym jej takiego dać? 
- No pomyślmy, co masz takiego cennego - mówił, tak aby Dobrzański sam wpadł na taką oczywistą rzecz. 
Tę ich rozmowę przerwało ciche pukanie do drzwi a po chwili ujrzeli w nich obiekt ich rozmowy. 
- Marek, czy jestem ci jeszcze potrzebna. Bo jest już po szesnastej. 
- Nie, na dzisiaj już koniec. Możesz jechać do domu - odpowiedział i pożegnał się ze swoją asystentką. 
Oni obaj jeszcze pozostali w firmie i rozmawiali o zaistniałej sytuacji, nie będąc świadomi, że ktoś podsłuchuje ich rozmowę. W pewnym momencie z ust Sebastiana padło to jedno słowo. 
- Udziały.
- Udziały? - powtórzył za przyjacielem jak echo o wyglądał jakby niedowierzał w to co słyszy.



- No może nie same udziały, a weksel na nie - pospieszył z wyjaśnieniem. 
- Czy ty chłopie na głowę żeś upadł? - tą informacją tylko rozzłościł przyjaciela. 
- Dobra Seba skończmy już tę rozmowę, niepotrzebnie ci powiedziałem. Będę się zbierał, jestem umówiony z rodzicami. 

- Marku możesz mi poświęcić kilka minut? - usłyszał głos swojej rodzicielki kiedy był już po rozmowie z ojcem. 
- Oczywiście mamo. 
- Wiesz synku byłam dzisiaj w firmie i usłyszałam niepokojące informacje - zaczęła. 
- To znaczy jakie? - dopytywał nie bardzo rozumiejąc o czym mówi matka. 
- Przez przypadek usłyszałam twoją rozmowę z Sebastianem o udziałach. Miałam już zapukać i wejść do twojego gabinetu, ale po tym co usłyszałam postanowiłam wrócić samej do domu. Komu i dlaczego miałbyś je oddać? 
- Nie zamierzam ich nikomu oddawać. To tylko takie głupie gadanie Seby. Bądź spokojna - próbował uspokoić rodzicielkę. 
Faktycznie na ten moment nie zamierzał nawet przyjmować propozycji Uli, więc nie było mowy o dawaniu jej chociażby weksli na udziały. Miał inny plan. Liczył, że to się uda. 
Następnego dnia był umówiony z rzeczoznawcą na wycenę domu, ale musiał jeszcze przekonać do tego swoją narzeczoną. 
- Ty jesteś chyba nienormalny. Nie pozwalam. Słyszysz nie pozwalam abyś zastawiał nasz dom - Paulina wręcz krzyczała kiedy usłyszała o jego pomyśle.
- Przypominam ci moja droga, że to mój dom. To ja go kupiłem i ponoszę wszelkie koszty z jego utrzymaniem. 
- Czyli co ja nie mam już nic do powiedzenia? - mówiła z coraz bardziej podniesionym głosem. 
- W takiej sytuacji oświadczam ci, że jutro przyjedzie rzeczoznawca w sprawie domu. A jeśli tobie coś nie pasuje to zawsze możesz odejść. 
- Jak to odejść? - nagle jej ton głosu zmienił się piskliwy. 
- Zerwać, wyprowadzić się - odparł.
- No co ty Marco. Ja tylko nie rozumiem po co ten cały rzeczoznawca. I zaskoczyłeś mnie taką wiadomością. 
Marek nie zamierzał niczego jej tłumaczyć ani tym bardziej wyjaśniać, a bynajmniej nie w tej chwili. Był zły i tak naprawdę to nie wiedział na kogo bardziej a na kogo mniej. A było tych osób aż ośmioro z nim włącznie. Jednak szczególnie był zły sam na siebie. Wyrzucał sobie, że nie jest tak dobrym prezesem jakim powinien być. Że już na starcie swoich rządów ma problemy i nie potrafi im sprostać. 

Spotkanie z rzeczoznawcą nie przebiegło tak jak sobie tego życzył. Po części za sprawą samej panny Febo. Ta ostawiła szopkę, która sprawiła, że wycena była dużo zaniżona. A jemu w głowie pobrzmiewały słowa Pauliny. 
- Proszę pana, tu trzeba wymienić wszystkie rury, bo od dawna nikt tego nie robił. I takich różnych mankamentów można by wymieniać. No, ale rozumie pan my z narzeczonym nie mamy czasu aby należycie zadbać o ten dom. 
Mężczyzna słuchał jej i tylko kiwał głową potakująco jednocześnie notując coś w swoim notesie. Na koniec odezwał się do Marka. 
- W obecnej sytuacji cena za ten dom będzie znacznie niższa panie Dobrzański. 
- To znaczy jaka? 
- Ja zrobiłem opis nieruchomości, porobiłem fotografie, zapisałem to wszystko co mówiła pańska narzeczona. Teraz udam się do biura i przeanalizuję wszystko i myślę, że za jakieś dwie do trzech godzin odezwę się z konkretną kwotą.  
Mimo iż był zły na Febo nie zamierzał z nią na ten temat rozmawiać. Doskonale wiedział, że ona zrobiła to celowo. Wobec niej miał już swój inny plan. Plan, który miał zamiar zrealizować w ciągu najbliższych dni. Jednak teraz miał ważniejsze sprawy. Wreszcie poznał kwotę jaką może otrzymać za dom, zgodził się. Bo to oznaczało, że przynajmniej częściowo będzie mógł zacząć działać w sprawie kolekcji dla reprezentacji. 
- Boże i jeszcze ona - tak reagował na widok swojej sekretarki Violetty Kubasińskiej. To dzięki jej działaniom mieli teraz mnóstwo problemów. I nie było to po raz pierwszy. 
I tylko wstawiennictwo Sebastiana oraz samej Uli sprawiło, że nie została zwolniona. Sebastian bronił kobiety, bo był zakochany. Lecz Ula z zupełnie innego powodu. 
- Marek, powinieneś dać jej naganę z wpisem do akt oraz zobowiązać ją do spłacenia tego co wydała z karty firmowej. Bo jeśli ją zwolnisz to tak jakbyś dał przyzwolenie innym na takie rzeczy. 
W ten oto sposób panna Kubasińska uratowała swoją posadę. 
CDN...