Od tej rozmowy minęły kolejne dni, a ich relacja widać zmieniała się. Marek przyjeżdżał niemalże codziennie i siedział do późna. Początkowo witali się pocałunkiem w policzek. Jednak tego dnia nastąpił przełom a było to w sobotni wieczór. Po tym jak pomogli swoim przyjaciołom w przeprowadzce Beaty oraz jej córeczki do mieszkania Sebastiana. Ula z racji jeszcze nie do końca całkowitego wyzdrowienia pomogła opiekując się swoją chrześnicą.
- Nawet nie wiedziałem, że to twoja chrześnica - rzekł Marek do Uli kiedy już wracali do Rysiowa.
- Beata niemalże zaraz po dowiedzeniu się o ciąży, poprosiła mnie o to. A ja bez wahania się zgodziłam. Dla mnie to nie był żaden problem.
- To można rzec, że jesteście jak rodzina.
- Poniekąd tak. Z Beatą od zawsze traktowałyśmy się jak siostry, jedna wspierała drugą i stała murem. Od przedszkola byłyśmy nierozłączne i chyba już tak pozostanie - mówiła.
Droga z Warszawy do Rysiowa minęła jakoś bardzo szybko jak dla Marka zbyt szybko, ale i dla Uli wyjątkowo za szybko. Podjechali pod dom z numerem ósmym, wysiedli z auta podeszli do furtki.
- Nie będę już dzisiaj wchodził, jest późno i nie chcę przeszkadzać - mówił, chociaż z wielką chęcią nie rozstawałby się z nią nawet na chwilę.
- Chyba wszyscy już śpią - rzekła Cieplak spojrzawszy w stronę domu.
Marek podszedł bliżej i objął ją w pasie i już miał pocałować jak zwykle w policzek lecz ta odwracając twarz spowodowała zetknięcie się ich ust. Dobrzański uznając to za pozwolenie pogłębił pocałunek, który był długi i namiętny.
- Kocham cię - wyszeptał jej do ucha kiedy wreszcie się oderwał od tych pięknych ust.
- Też cię kocham - odpowiedziała. A on miał wrażenie jakby uniósł się kilka centymetrów nad ziemią. Wreszcie usłyszał te dwa słowa. Słowa, na które czekał z utęsknieniem. To była melodia dla jego uszu, ale i dla serca. Chwycił jej dłonie o przyłożył w miejsce gdzie biło jego rozradowane serce i rzekł.
- Czujesz? - pokiwała głową na potwierdzenie - ono bije tylko i wyłącznie dla ciebie - i ponownie tego wieczoru złączył ich usta.
Rozstawali się tym razem z żalem, że ten dzień już się skończył.
- Będę już jechał, jutro przyjadę popołudniu i może byśmy gdzieś wyszli - zaproponował. Chociaż prawdę powiedziawszy nawet nie musiał tego mówić, bo w tym domu był zawsze bardzo mile widzianym gościem. Pożegnali się, Ula jeszcze stała przez chwilę przyglądając się jak jego auto znika w ciemności.
Wzięła prysznic i kiedy już miała się kłaść dostała wiadomość z życzeniami spokojnej nocy oraz pięknymi snami oraz kolejne tego dnia oraz wieczoru wyznanie miłości. Odpowiedziała tym samym i udała w krainę morfeusza.
Rano wstała z wielkim uśmiechem na twarzy. Tak uśmiechnięta weszła do kuchni, a jej stan euforii było można zauważyć z daleka.
- Widzę córcia, że jesteś szczęśliwa - usłyszała głos swojego ojca, który wyrwał ją z zamyślenia.
- Nawet bardzo tatusiu - odparła krótko.
- Bardzo się cieszę, że tak jest. Ja wiedziałem iż znajdzie się ktoś taki i sprawi, że będziesz szczęśliwa. Piotr to nie jest człowiek, który dałby ci to. Nigdy tego człowieka nie lubiłem, ale uznałem iż wiesz co robisz. Lecz ja od samego początku nie ufałem mu i miałem wrażenie jakby był fałszywym, egoistycznym, cynicznym człowiekiem. Nie to co Marek, fakt nie znam go aż tak długo. Jednak widać to po zachowaniu, po tym jak traktuje ciebie, jak zachowuje się w stosunku do nas wszystkich. Zawsze życzliwy, gotowy pomóc jeśli tylko jest taka potrzeba, nie wywyższa się, pełen empatii, wiecznie uśmiechnięty mimo iż sam ma niemało problemów i spraw - słowa ojca tylko upewniły ją w tym, że wchodząc w ten związek dobrze robi.
- Masz rację, Piotr był takim właśnie człowiekiem. Dlatego też początkowo bałam się związać z Markiem. Marek jest jakby na to nie patrzeć bardziej majętny niż my, tak samo jak Piotr, a ja nie chciałam kolejny raz przechodzić przez to samo - mówiła.
- Nie powinnaś ich do siebie porównywać, bo to widać na odległość, że są bardzo różni - mówił jej ojciec. Teraz to i ona to wie. Opowiedziała nawet ojcu o ostatniej sprzeczce z Sosnowskim po tym jak do szpitala trafił Krzysztof Dobrzański.
- No widzisz córcia jaki to człowiek - i nagle usłyszeli pukanie do drzwi, a z drugiej strony stał ten, o którym właśnie rozmawiali.
- Ula do ciebie - zawołał Jasiek, który poszedł otworzyć drzwi. Wszedł do kuchni mówiąc kto stoi w przedpokoju.
- Czego on jeszcze chce - wyszeptała. Wyszła z kuchni zapraszając gościa do swojego pokoju.
- Możesz mi powiedzieć po co przyjechałeś? - odezwała się zaraz po zamknięciu za sobą drzwi.
- A może tak na początek jakieś cześć albo coś takiego? - rzekł z oburzeniem w głosie.
- Nie mam ani ochoty ani tym bardziej czasu na takie formułki więc co chciałeś.
- Porozmawiać - usłyszała.
- To pod zły adres trafiłeś - odpowiedziała.
- Widzę, a raczej słyszę jaki wpływ ma na ciebie ten prezesik - tymi słowami jedynie jeszcze bardziej rozzłościł Cieplak.
- Koniec tego dobrego. Wyjdź z tego domu i nie wracaj więcej - rzuciła otwierając jednocześnie drzwi, tym samym pokazując skończenie rozmowy. Rozmowy, która tak naprawdę nawet się nie zaczęła, ale nagle usłyszała za sobą słowa.
- Dlaczego, dopiero co przyjechałem - odwróciła się i ujrzała tego, dzięki któremu była szczęśliwa.
- To nie do ciebie - odparła i szerzej otworzyła drzwi, aby Marek mógł zobaczyć do kogo były skierowane słowa. Sosnowski stał nadal w tym samym miejscu i najwyraźniej chciał jeszcze coś powiedzieć lecz nie dane mu było dojść do głosu.
- Chyba Ula wyraziła się jasno - odezwał się Dobrzański, a co nie spodobało się temu drugiemu. A już widok jak Marek łapie Ulę w pasie dodając jej tym samym poczucie wsparcia jeszcze bardziej rozzłościło mężczyznę. Ze wściekłą miną ominął stojących i nie żegnając się z nikim opuszczał dom rodzinny Cieplaków.
- Przestań ich tu nachodzić, bo pożałujesz - usłyszał jeszcze w przedpokoju ściszony głos swojego rywala. Nie zdążył odpowiedzieć, bo Marek tak samo szybko zniknął co się pojawił.
- Co ten tu chciał? - zapytał po tym jak się przywitał ze wszystkimi.
- Nie wiem - odparła zgodnie z prawdą Ula - a ty co tu robisz, miałeś być popołudniu?
- Ja tu jadę jak najwcześniej aby móc spędzić jak najwięcej czasu z ukochaną, a tu słyszę takie rzeczy? - mówił udając zasmuconego. Ula podeszła do siedzącego na krześle mężczyznę usiadła mu na kolanach, delikatnie pogłaskała po policzkach i czule rzekła.
- Cieszę. Bardzo się cieszę, że przyjechałeś - ale ten postanowił nieco podrażnić się z ukochaną i rzekł.
- No ja tam nie wiem. Najpierw każesz mi wyjść, potem pytasz co tu robię. Oj chyba jakieś zadośćuczynienie się należy - mówił próbując się nie roześmiać.
- Czy takie może być? - zapytała po tym jak ucałowała go.
- No niech będzie - odparł, bo w końcu nie byli sami. Temu wszystkiemu z uśmiechem na ustach przyglądał się Józef.
- Kochani ja się bardzo cieszę waszym szczęściem, ale muszę wam przerwać, bo chciałem zapytać. Czy zostaniesz na obiad - zwrócił się do Marka.
- Z chęcią panie Józefie, ale innym razem. Dlatego właśnie przyjechałem wcześniej, bo moja mama chciała abym przyjechał z Ulą na obiad. Oczywiście jeśli to nie problem - tłumaczył się.
- Dla mnie to żaden problem - odpowiedział Józef i dodał - to może w następną niedzielę albo jak twój tato wyjdzie ze szpitala to przyjedziesz z nimi - zaproponował senior.
- Bardzo dziękuję za to zaproszenie w swoim i rodziców imieniu - mówił.
- Ja bardzo was przepraszam, ale ja tu też jestem - mówiła Ula.
- Oj kochanie nie marudź tylko ubieraj się i jedziemy - usłyszała, spojrzała na ojca jakby szukała aprobaty, a kiedy ujrzała jak ten skinął głową poszła do swojego pokoju zostawiając panów samych. Ci czekając zaczęli rozmawiać. A raczej mówił Józef a Marek słuchał.
- Marku dziękuję ci bardzo za to jaki jesteś w stosunku do mojej córki. Już od dawna nie widziałem jej takiej uśmiechniętej, radosnej. Dobry z ciebie młody człowiek. Ja to już wiedziałem od dawna, ale z każdym dniem przekonuję się, że miałem rację.
- Panie Józefie kocham pańską córkę ponad własne życie. Mogę obiecać, że nigdy jej nie skrzywdzę i nie pozwolę aby ktokolwiek miał to uczynić. Ona jest sensem mojego życia - wyznał młody Dobrzański. A tymi słowami jeszcze bardziej utwierdził ojca swojej dziewczyny o szczerych intencjach.
Jakieś półtorej godziny później siedzieli w salonie ogromnego jak się wydawało pannie Cieplak domu Dobrzańskich. Jeszcze przed podaniem obiadu Marek oprowadził ją po całym domu pokazując i tłumacząc.
- Wiesz mógłbyś pracować w muzeum jako kustosz - wyraziła swoje zdanie z uśmiechem na ustach kiedy to Marek opowiadał jej o osobach na wiszących portretach.
Cały niedzielny dzień okazał się dniem o jakim każde z nich marzyło od bardzo dawna. Ula zazwyczaj ten dzień do południa spędzała gotując obiad, a popołudniu przyjeżdżał Piotr. Najczęściej był już w porze obiadowej i resztę dnia przesiedzieli w pokoju i ten po kolacji wracał do Warszawy.
Marek niedzielę spędzał natomiast z Pauliną, która jeśli nie jechała do niby brata, to szukała powodu do sprzeczki. Ten niby brat okazał się później kochankiem o imieniu Lew. Czasem jechali wspólnie do jego rodziców jednak ona wychodziła wcześniej tłumacząc jakimś spotkaniem z koleżanką albo Aleksem.
Wreszcie było tak jak być powinno z każdej ze stron.
- Marku a czy możesz nas same zostawić na kilka minut - poprosiła go rodzicielka. Marek domyślał się w czym rzecz i postanowił posłuchać Heleny. Wiedział, że Ula przełamała już się, ale wciąż można było jeszcze chwilami wyczuć jakiś niepokój z jej strony. Dlatego też uznał iż taka rozmowa sprawi, że to minie.
- To ja w takim razie pójdę do gabinetu taty i poszukam tych dokumentów, o które prosił mecenas - rzekł i już go nie było.
- Ula proszę cię nie stresuj się tak - poprosiła na początku starsza kobieta, widząc przerażoną minę dziewczyny - chciałam z tobą dziecko porozmawiać jak kobieta z kobietą. A raczej podziękować za to jak sprawiłaś, że mój jedyny syn zaczął wreszcie się uśmiechać. Od dawna nie widziałam go takiego szczęśliwego, również mój mąż to widzi. Pamiętam jak Marek będąc z Pauliną i po rozstaniu z nią chodził ponury, bez tej radości w oczach. Wraz z Krzysztofem już zaczynaliśmy się o niego coraz bardziej martwić. Ale kiedy wyznał nam, ze ponownie się zakochał ucieszyła nas ta wiadomość, a to kto jest jego wybranką serca jeszcze bardziej nas uradowała - mówiła Helena.
- Więc nie macie państwo nic przeciwko naszemu związkowi? - dopytywała z nieśmiałością w głosie młodsza kobieta.
- A niby dlaczego mielibyśmy mieć? - padło z ust pani Dobrzańskiej.
- No, bo widzi pani ja... - chciała dokończyć lecz seniorka jej przerwała.
- Nawet tak nie myśl. Dla nas nie ma to najmniejszego znaczenia czy jesteś biedna czy bogata. Dla nas liczy się to aby nasz syn był szczęśliwy. A jeśli taki jest będąc z tobą dziecko, to czego tu chcieć więcej. Pamiętaj, że nie to jest ważne co posiadamy na zewnątrz, ale to co mamy w środku - widać było, że te słowa sprawiły iż Ula utwierdziła się w swoich decyzjach i może wraz z Markiem tworzyć kochający się związek dwojga ludzi,
- Bardzo pani dziękuję za te słowa. To prawda, że bardzo obawiałam się jak zostanę przyjęta przez państwa. Dodatkowo wiem, że chcieliście aby Marek związał się z Pauliną.
- Myśleliśmy, że oni są sobie pisani i stworzeni dla siebie. Lecz jak to w życiu bywa nie zawsze jest tak jak my starzy to widzimy - tej rozmowie w dużej części przysłuchiwał się junior stojąc za uchylonymi drzwiami gabinetu ojca, gdy tylko odnalazł to czego potrzebował. Nie było to zbyt trudne, gdyż jego ojciec miał idealny porządek w dokumentach. Cieszyły go słowa matki a kiedy usłyszał, że Ula go kocha wręcz lewitował ze szczęścia. Z gabinetu wyszedł dopiero kiedy usłyszał, że te dwie najważniejsze dla niego w życiu kobiety skończyły rozmawiać. A raczej zmieniły temat na całkiem innym.
- I jak rozmowa, owocna? - dopytywał.
- Bardzo - odpowiedziały mu niemalże jednocześnie obie. Tym samym wywołując salwę śmiechu u całej trójki.
Czas mijał ta dwójka stała się wręcz nierozłączna. Marek zaraz po pracy jechał najpierw do domu brał szybki prysznic i już gnał do Rysiowa.
Krzysztof Dobrzański wrócił do domu i pozostało tylko czekać na rozprawę o działanie na niekorzyść firmy wobec Aleksa oraz Pauliny. Za ten czyn groziło każdemu z osobna do pięciu lat. To była jedna spraw po której Dobrzańscy mieli wyjechać, a druga dotyczyła jedynie Pauliny, której postawiono zarzut nakłaniania do popełnienia przestępstwa z zamiarem pozbawienia zdrowia bądź też życia Uli.
Ula wreszcie wróciła do pracy, a z czego najbardziej ucieszył się rzecz jasna Marek mówiąc do ukochanej.
- Wreszcie będę miał cię na wyciągnięcie ręki przez prawie cały dzień - Ula tylko uśmiechała się. Chociaż i ona cieszyła się z tego, że będą ze sobą znacznie dłużej. Jednak jak się okazało to dla młodego prezesa wciąż było mało. Postanowił porozmawiać o tym ze swoją dziewczyną, w czasie lunchu kiedy to poszli jak co dzień na krótki spacer po parku.
- Ula usiądźmy może tam na tej ławce - wskazał wolną ławkę stojącą przy niewielkim stawie. Zrobili tak jak zaproponował Dobrzański. Przez chwilę milczeli, aż w końcu Marek zebrał myśli i zaczął - chciałem ci coś zaproponować. Wiem, że dla ciebie to może być za szybko, ale jednak...
- Marek wyduś to z siebie - ponaglała go Cieplak. bo widać było iż ten waha się - przecież ja nie gryzę - tym samym dodała mu otuchy .
- Ula zamieszkajmy razem - wypowiedział te kilka słów z prędkością światła. Ta popatrzyła na swojego ukochanego i rzekła.
- Jeśli to możliwe to daj mi czas do końca dzisiejszego dnia.
- W porządku. Ja nie poganiam, wiem, że zawsze potrzebujesz nieco więcej czasu - odparł. Jednak czuł pod skórą, że ta się zgodzi.
Wrócili do firm, a tam tuż przy swoich drzwiach do gabinetu jeszcze raz rzekł.
- Czekam na odpowiedź po pracy - tej wymianie zdań mimowolnie przysłuchiwała się Beata, jednak nie zamierzała dopytywać. Wiedziała, że przyjaciółka sama jej powie jeśli będzie tego chciała, tak było i tym razem.
CDN...