Nie zwlekając ruszyli w stronę klatki schodowej.
- Ula otwórz - mówili raz jeden raz drugi wręcz dobijając się do mieszkania.
- Maciek to chyba nic nie da? - mówił już prawie zrezygnowany Marek. Ten drugi nie zamierzał odpuścić, wpadając na pewien pomysł.
- Mam pomysł, ale musimy stąd wyjść - rzekł Szymczyk.
- Co takiego wymyśliłeś? - dociekał Dobrzański, przyglądając się jak Maciek wyciąga telefon. Wybrał jakiś numer a następnie kazał Markowi przeparkować auto.
- Ale po co policja? - dociekał Marek.
- Zobaczysz. Słyszałeś co mówiłem. W ten sposób ona otworzy.
Faktycznie ten pomysł wypalił, bo niespełna pół godziny później obaj ujrzeli Ulę w drzwiach. Kiedy policja przyjechała wyjaśnili w czym rzecz, że obawiają się o życie Cieplakówny.
- A kim panowie są dla tej pani? - padło pytanie.
- Ja jestem jej bratem, a to nasz kuzyn - pospieszył z wyjaśnieniem Maciek. Jak widać to niewinne kłamstewko działa.
Widok jaki ujrzeli wręcz ich przeraził. Rozcięty łuk brwiowy, opuchnięty policzek oraz ręka uniesiona na wysokości piersi umieszczona na prowizorycznym temblaku.
- Co się pani stało? - zapytał jeden z policjantów.
- Nic takiego. Upadłam - próbowała tłumaczyć Cieplak.
- Ula możesz go nie bronić? - wtrącił się Dobrzański.
W tym momencie do mieszkania wszedł nie kto inny jak sam Sosnowski. Widać było, że obecność tego człowieka spowodowała iż Ula stała się bardziej niespokojna. Policjanci sporządzili notatkę i opuścili mieszkanie, uznając, że nie mają nic więcej do roboty.
- Ale panowie, przecież widać, że tam się źle dzieje. A ona jest pobita - mówili Szymczyk z Dobrzańskim.
- Owszem widać, że to jest pobicia. Lecz pani Urszula nie zgłasza tego więc my nie możemy niczego zrobić.
- Ale jak to?
- Bez twardych dowodów lub też jeśli sama pokrzywdzona nie zgłosi przemocy mamy związane ręce - usłyszeli w odpowiedzi.
Kiedy pod blokiem trwała wymiana zdań, tak dwa piętra wyżej rozgrywał się kolejny dramat.
- Co to miało być? - mówił podniesionym głosem - policję wzywasz?
- To nie ja ich wezwałam - próbowała się tłumaczyć Cieplak i zanim skończyła mówić poczuła silne uderzenie w brzuch.
- Co kochanków ci się zachciewa? Musiałaś sobie ich aż dwóch tu sprowadzić? - mówił Sosnowski przez zaciśnięte zęby okładając ją raz po raz.
W końcu udało jej się resztką sił wydostać spod kolejnych spadających na nią ciosów. Nacisnęła za klamkę, ale zamek nie ustąpił a ona usłyszała za sobą.
- Co myślałaś, że uda ci się uciec? Powiedziałem ci, że jesteś moja i tylko moja - nie wiedzieć skąd zebrała w sobie tyle siły, że zaczęła krzyczeć i resztką sił doszła do okna. Otworzyła je i zaczęła wołać.
- Ratunku, pomocy.
- Słyszeliście? - odezwał się Marek.
- Co takiego?
- Ktoś woła pomocy - odparł i za chwilę już cała czwórka mężczyzn usłyszała.
- To Ulka - wyrzucił z siebie Maciek.
- Proszę otworzyć drzwi, bo inaczej użyjemy siły - wołał jeden z funkcjonariuszy. W pewnym momencie drzwi otworzyły się a w nich ujrzeli Sosnowskiego.
- Zabije cię draniu. Co jej zrobiłeś? - krzyczał wściekły Marek dociskając go do ściany.
- Panie Dobrzański proszę się uspokoić - próbował uspokoić go policjant i odrywając go od Piotra. W tym czasie Maciek pobiegł w stronę pomieszczenia, gdzie mogła znajdować się jego przyjaciółka.
- Marek - zawołał go Szymczyk - chodź tu szybko.
Te słowa spowodowały, że oderwał się od doktorka i pognał.
- Ula, matko boska co on ci zrobił? - mówił tuląc ją do siebie i zwrócił się do Maćka - dzwoń po pogotowie.
- Już to zrobił policjant - wyjaśnił Maciek.
Po niecałym kwadransie zjawiło się pogotowie. Na miejscu opatrzono powierzchowne rany i zabrano Ulę do szpitala. W tym czasie funkcjonariusze skuli Sosnowskiego odczytując mu jego prawa i wyprowadzili z mieszkania wprost do radiowozu.
Było kilka minut po godzinie dziewiątej kiedy wstał. Nadal pomieszkiwał u swojego przyjaciela Sebastiana.
- Będę po ciebie około jedenastej i pojedziemy do rodziców - rzekł przez słuchawkę.
- A to dlaczego tak późno? - dopytywała.
- Bo wcześniej mam co innego do załatwienia - odparł nie wchodząc w szczegóły. Nie widział powodu aby się tłumaczyć, dodał jeszcze kilka słów i rozłączył się.
- Co jedziesz do rodziców? - usłyszał za plecami swojego kumpla.
- Tak, ale najpierw chciałem zajrzeć do Uli. Kupiłem jej kila rzeczy, a i obiecałem panu Józefowi, że zajrzę do niej - odparł.
W szpitalu nie siedział za długo, bo nie wiele miał czasu. Dowiedział się jak ona się czuje i czegoś nie potrzebuje. Nie zamierzał nadal poruszać tematu tego jej wypowiedzenia. Uznał, że na to przyjdzie czas.
- Możesz mi powiedzieć co takiego było ważniejsze ode mnie? - wysyczała mu narzeczona jak tylko wsiadła do samochodu.
- Nie twoja sprawa - odparł i ruszył w stronę rodzinnego domu.
- Skoro już jesteśmy po posiłku to chciałem coś ogłosić a raczej poinformować - odezwał się młody Dobrzański.
- Zamieniamy się w słuch - rzekł Krzysztof.
- Otóż w związku z ostatnimi wydarzeniami jakie miały miejsce postanowiłem poczynić pewne kroki - mówił i zwrócił się do swojej narzeczonej - chcę abyś podpisała intercyzę.
- Co takiego? - rzekła Paulina.
- Synu coś ty znowu wymyślił? - odezwała się Helena.
- Nic takiego. Chcę jeszcze przed ślubem spisać intercyzę.
- Ty chyba sobie kpisz - rzuciła panna Febo.
- Nic z tych rzeczy moja droga. Skoro twierdzisz, że mnie kochasz to spisanie takiego dokumentu nie powinno stanowić dla ciebie żadnego problemu - odparł.
- A ty Krzysztofie nic nie powiesz? - zwróciła się do męża pani Dobrzańska.
- Myślę, że Marek ma rację - odparł senior - jeśli się kochają to to tylko formalność - dokończył.
- Dziękuję tato - zwrócił się do ojca. Wiedział, że na pewno będzie miał poparcie w osobie ojca.
- No, ale Krzysztofie jak to będzie wyglądać? - odezwał się dotychczas milczący Aleks.
- Normalnie. Ludzie podpisują takie dokumenty i nie widzą w tym niczego złego - mówił senior Dobrzański.
- A możesz mi powiedzieć co takiego się zadziało, że wpadłeś na taki chory pomysł? - dociekała Paulina.
- Twoje ostatnie zachowanie, ale i wszystkie wcześniejsze - odparł.
- Bądź pewny, że nie zamierzam niczego podpisywać.
- To żadnego ślubu nie będzie.
Jeszcze przez dobrą chwilę trwała wymiana zdań na temat podpisywania przez pannę Febo jakiegokolwiek dokumentu. Oprócz tego w kościele. W końcu obrażona Paulina poprosiła swojego brata aby zawiózł ją do domu. Po ich wyjściu jeszcze Helena próbowała przekonać swojego syna aby zrezygnował z tego pomysłu.
- Synku przecież to bez sensu. Po co ci ta intercyza?
- Mamo zdania nie zmienię i nie próbuj mnie przekonywać. Mam ku temu swoje powody, a z których nie muszę się nikomu tłumaczyć.
- Ale taki dokument jest dobry jeśli jedno jest mniej usytuowane od drugiego. A Paulinka jest tak samo jak i my. Na tym samym poziomie - Marek nie skomentował tego.
CDN...