niedziela, 24 listopada 2024

MIAŁ BYĆ ŚLUB część IV

 - Seba - zawołał od progu co najwyraźniej przestraszyło kadrowego, bo aż podskoczył na fotel. 
- Co jest? Stało się coś, że tak tu wparowałeś? - zaczął dociekać blondyn. 
- Muszę mieć adres Uli? 
- Adres? Przecież wiesz gdzie mieszka. Byłeś kiedyś tam u niej - odparł Sebastian. 
- Nie ten w Rysiowie, ale ten teraz co mieszka - wyjaśnił. A po jego zachowaniu widać było, że coś musiało się stać. 
- Marek, ale ja nie mam tego nowego adresu, bo Brzyd... tzn. Ulka nie podawała. A powiesz mi o co chodzi? Co takiego się wydarzyło? 
- Masz czytaj - podał kadrowemu pismo od swojej asystentki. Ten niewiele myśląc palną tylko tyle.
- I czym ty się stary martwisz? Znajdziesz sobie inną. No wiesz taką, którą można się zainteresować w nieco inny sposób - Dobrzański popatrzył na Olszańskiego takim wzrokiem, że gdyby mógł to zabiłby go tym spojrzeniem. 
- Będzie Ula albo żadna inna. I nie waż się jej nazywać Brzydulą - Sebastian w poddańczym geście uniósł obie ręce mówiąc. 
- Spoko stary. Tak jak mówiłem nie mam nowego adresu panny Cieplak. 
- To na razie - rzekł i opuścił gabinet przyjaciela. 
Nie wiedział za bardzo co robić. Ulka nie odbierała telefonu, on nie znał jej nowego adresu. A dodatkowo coś mu mówiło, że ona ma jakieś problemy. I nie mógł zrozumieć dlaczego nie przyszła z tym do niego, przecież są przyjaciółmi. Nie zostawił by jej samej z problemami. 
Pracę skończył jak zwykle o szesnastej, uprzątnął biurko, powyłączał wszystko i ubrany wyszedł z gabinetu. 
- Viola koniec na dzisiaj - zwrócił się do sekretarki po czym pożegnał i wyszedł z firmy.
Będąc już na zewnątrz przy swoim aucie ujrzał Paulinę. 
- To co wracamy do domu? - rzekła przemiłym głosikiem tak jakby jeszcze kilka godzin wcześniej nie pluła na niego jadem. Bez zbędnych słów otworzył jej drzwi i zamykając je kiedy ta znalazła się w środku. Sam zajął miejsce za kierownicą i powoli ruszył z pod firmy. Całą drogę milczeli. 
On, bo nie dość, że był zły na swoją narzeczoną, to jeszcze jego myśli dodatkowo krążyły wokół Cieplak. Ona znowu nadal czuła się urażona jego zachowaniem, a ten przemiły ton był jedynie dobrą miną do złej gry. Oj tak panna Febo doskonale wiedziała jak grać na cudzych emocjach. Ale i też wiedziała, że musi nieco przystopować aby cały misterny plan się udał. Lecz nie wiedziała, że jej narzeczony też mam w zanadrzu pewien plan. Plan, który raczej więcej niż pewne nie spodoba się pannie Febo. Mało tego nie spodoba się również paru innym osobom. Lecz o wszystkim mieli dowiedzieć się w odpowiednim czasie. Najpierw musi jeszcze porozmawiać z matką. A dodatkowo wyjaśnić sprawę z Ulą. I poniekąd to był teraz jego priorytet. 
- A ty nie wysiadasz? Jedziesz gdzieś jeszcze? Znowu do tego durnego Olszańskiego? - mówiła kiedy to podjechali pod dom, a Marek nie wysiadał. 
- Mam jeszcze coś do załatwienia - odparł nie wdając się w szczegóły. Nie uważał aby jego narzeczona musiała wiedzieć o wszystkim. 
Po niespełna godzinie parkował swój samochód pod bramą z numerem ósmym. 
- Dzień dobry panie Józefie - zawołał do starszego mężczyzny, który wychylił się z garażu słysząc, że ktoś podjechał. 
- O pan Marek. Dzień dobry. Proszę wejść - zaprosił gościa - napije się pan kawy albo herbaty? - zaproponował Cieplak. 
- Z przyjemnością napiję się kawy - rzekł i kiedy starszy mężczyzna szykował wszystko Marek zaczął wyjaśniać w jakiej sprawie zjawił się w Rysiowie. 
- Panie Józefie ja bardzo przepraszam, że tak zjawiam się bez uprzedzenia, ale chciałem wyjaśnić coś z Ulą. Lecz nie znam jej nowego adresu a to dość ważna sprawa. 
- Ale jak to wyjaśnić z Ulą, przecież widujecie się w pracy - rzekł Józef.
- No właśnie w tym rzecz, że nie. Mnie przez kilka dni nie było w pracy i wiem, że Uli też. Miała zwolnienie lekarskie. A dzisiaj kiedy przyszedłem do pracy znalazłem w poczcie pismo od niej samej. Pomyślałem, że może pan będzie wiedział, gdzie mieszka. Bardzo bym chciał to wyjaśnić. 
- Niestety panie Marku, ale ja również nie znam jej adresu. Mieliśmy do niej jechać już parę razy, ale zawsze coś się działo, że wizyty odwoływała. Tłumacząc się pracą albo innymi sprawami. Ale zaniepokoił mnie pan tym pismem od niej. Czy może mi pan je pokazać? - poprosił. Marek wyjął z teczki dokument i podał Cieplakowi. Starszy mężczyzna przebiegł wzrokiem po tym co tam było napisane i po chwili rzekł. 
- To niemożliwe, aby ona to napisała. Pamiętam jak cieszyła się, kiedy zadzwoniliście z wiadomością o jej przyjęciu. I stale powtarzała, że ta praca, to spełnienie marzeń. Przez długi czas szukała pracy - zaczął opowiadać Józef, a Marek słuchał tego i był pod ogromnym wrażeniem. Owszem niby coś tam wiedział o niej, ale to co usłyszał od jej ojca tylko utwierdziło go w przekonaniu jakim wspaniałym człowiekiem jest Ula - dlatego też nie wierzę w to aby ona sama miała coś takiego zrobić - dokończył Cieplak wziął łyk kawy i po chwili rzekł - i co teraz panie Marku? 
- Mam pomysł - odezwał się młody Dobrzański - jutro rano sprawdzę ile Ula ma urlopu i na ten moment wypiszę jej urlop. Ale dobrze by było jakoś się z nią samą skontaktować. Lecz problem w tym, że ona ma wyłączony telefon, bo za każdym razem odzywa się poczta głosowa - mówił Marek i dodał - to ja będę się zbierał - Józef siedział wpatrując się w okno tak jakby wypatrywał swojej najstarszej córki a po chwili odparł. 
- Proszę poczekać. Chyba wiem, kto może nam pomóc - Marek ponownie zajął miejsce przy stole. A starszy mężczyzna chwycił za słuchawkę telefonu i wystukał ciąg kilku cyfr. 
- Dzień dobry Marysiu tu Józef Cieplak. Zastałem Maćka? 
- ...
- To poproś go aby przyszedł do mnie. 
Mie minęło wiele kiedy to w progu stanął Maciej Szymczyk wieloletni przyjaciel Uli a jednocześnie sąsiad. 
- Dzień dobry - przywitał się ogólnie i następnie zwrócił do Cieplaka - co się stało panie Józefie?
- Maciek pozwól, że ci przedstawię to jest pan Marek Dobrzański, szef Uli - obaj panowie uścisnęli sobie dłoń a Józef kontynuował - Maciek potrzebujemy twojej pomocy. 
- Zamieniam się w słuch - odparł i w tym momencie odezwał się milczący Dobrzański. Wyjaśnił co i jak. 
- Stąd moja i taty Uli prośba czy nie znasz adresu Uli. 
- Dokładnie nie znam ulicy, ale pamiętam jak tam dojechać. Pomagałem jej w przewiezieniu kilku rzeczy - mówił i na koniec dodał - od samego początku nie podobała mi się ta cała znajomość z tym doktorkiem. Również tak jak i wy ja również nie wierzę aby sama chciała odejść z pracy. 
Obaj panowie umówili się na następny dzień. Szymczyk miał przyjechać w porze lunchu na Lwowską i pokazać gdzie mieszka Cieplak. 
Cały wieczór i całą noc czuł jakiś wewnętrzny niepokój. Nie bardzo wiedział czy chodzi o Ulę i to jej zniknięcie, czy o tę rozmowę z matką. 

Prosto z Rysiowa pojechał do swoich rodziców. Dokładniej mówiąc chciał wreszcie porozmawiać z matką. 
- Możesz mi łaskawie wyjaśnić to całe zamieszanie związane ze ślubem? 
- Jakie zamieszanie? Po prostu wraz z Paulinką ustaliłyśmy, że nie ma sensu zwlekać z ustaleniem daty ślubu. 
- A to znaczy, że to ty żenisz się z Paulą a nie ja? Świetny pomysł.
- Mareczku nie bądź złośliwy. Po prostu wiem, wiemy wszyscy jaki jesteś zajęty i z całą pewnością nie masz czasu aby o tym pomyśleć. 
- Przypominam ci mamo, że dopiero co odbyły się zaręczyny. A ona nie jest w ciąży aby trzeba było się spieszyć ze ślubem. 
- Heleno co ja słyszę? Postanowiłaś za plecami naszego syna ustalić datę ich ślubu? - odezwał się Krzysztof. 
- A co w tym takiego dziwnego? 
- A to moja droga, że nie masz prawa ingerować w ich życie, życie naszego syna. Wystarczy, że tak nalegałaś na te zaręczyny. 
Jednak najwyraźniej kobieta nic sobie nie robiła z tego co mówili jej obaj panowie. Tylko szła w zaparte, próbując argumentować swoje zachowanie różnymi tłumaczeniami. A ci dwaj nie wierzyli własnym uszom. W końcu Marek przerwał ten jej wywód mówiąc. 
- Ślub odbędzie się wtedy, gdy ja uznam to za stosowne. Siłą mnie tam żadna z was nie zaciągnie. A te twoje argumenty mamo są wręcz śmieszne. Jednocześnie chciałbym wraz z Pauliną wpaść do was w niedzielę na obiad. 
- Oczywiście synu - odparł mu ojciec. Wiedział, że ma poparcie w ojcu i kiedy przedstawi swój plan w niedzielne popołudnie to ten go również wesprze. 

Rano był nieprzytomny, całą noc nie mógł zasnąć. Było kilka minut przed dwunastą kiedy usłyszał dźwięk przychodzącego połączenia. 
- Cześć, tu Maciek. Jestem pod firmą. 
- Cześć. Już schodzę. 
Po niespełna pięciu minutach już obaj panowie witali się uściskiem dłoni. 
- Obawiam się, że ten doktorek mógł jej coś zrobić - odezwał się Szymczyk kiedy to jechali - teraz skręć w lewo. 
- Nawet tak nie myśl. Dojedziemy to się dowiemy - Marek próbował odgonić takie myślenie, ale sam obawiał się najgorszego. 
Wreszcie parkował samochód pod jedną z kamienic na obrzeżach Warszawy. 
- To tu - rzekł Szymczyk i dodał wskazując palcem - drugie piętro. To te okno na rogu. Oboje spojrzeli w górę i mieli wrażenie, że poruszyła się zasłona w oknie.   
CDN...

niedziela, 17 listopada 2024

MIAŁ BYĆ ŚLUB część III

 Biegali już od dłuższego czasu. Tak było od dawna, że w każdą sobotę rano biegali. Jedyną różnicą było, że tym razem nie musieli się spotkać w parku koło firmy, bo młody Dobrzański nadal mieszkał u przyjaciela. Byli już dość mocno zmęczeni.
- Może tak chwila przerwy? - zaproponował kadrowy.
- Czemu nie - usłyszał w odpowiedzi - spójrz mamy wolną ławkę - wskazał mu ręką Marek. 
Siedzieli, a Markowi cały czas nie zamykały się usta. Sebastian tak słuchał i przyglądał się przyjacielowi.
 - Czemu milczysz? - odezwał się Marek kiedy na chwilę umilknął. 
- Tak siedzę, słucham cię i dochodzę do pewnych wniosków - odparł mu przyjaciel. 
- Do wniosków, jakich znowu? - zaciekawił się młody Dobrzański.
- Otóż mój drogi przyjacielu ty jesteś zakochany - usłyszał w odpowiedzi. 
- Zakochany? A to niby w kim? - dopytywał Marek. 
- No jak to w kim? W pannie Cieplak - miał powiedzieć w Brzyduli, ale powstrzymał się.
- Co ty za głupoty pleciesz? To świeże powietrze chyba ci zaszkodziło albo ten wczorajszy wypad do klubu. 
- Nic mi nie zaszkodziło, od kilku minut ty nie mówisz o nikim innym a o niej. Ula to, Ula tamto - mówił Sebastian. 
- Nie wymyślaj przyjacielu. Mówię o niej to fakt, ale dlatego, bo jestem pod wrażeniem tego jaka jest. Gdyby Paulina chociaż w połowie była taka jak Ula, moje życie byłoby o niebo lepsze - odpowiedział Dobrzański. 
- No dobra jak tam sobie uważasz - odburknął, a po chwili rzekł - i co rozmawiałeś z mamą? 
- Nie, bo jak wczoraj zajechałem to jej nie było. Okazało się, że wyjechała na kilka dni do ciotki. A ojcu nie chciałem niczego mówić, bo podejrzewam, że o niczym nie wie - mówił. 
- Co tak nagle wyjechała? 
- Nie. To po prostu moja wina. Zapomniałem, że miała zaplanowany ten wyjazd już jakiś czas temu - wyjaśnił.

Było kilka minut przed ósmą kiedy obaj panowie przekroczyli próg firmy na Lwowskiej. 
- Oby tylko był to spokojny początek tygodnia - rzekł kadrowy. 
- Oby tak było przyjacielu - zaczął mówić prezes, kiedy to usłyszeli. 
- No wreszcie raczyłeś się pojawić - wysyczała przez zaciśnięte zęby Włoszka. 
- Nam też jest miło cię widzieć - usłyszała w odpowiedzi. 
- Mamy do pogadania - ciągnęła dalej nie zwracając uwagi na obecność innych osób w windzie. 
- Możesz się powstrzymać aż do momentu jak będziemy przynajmniej w moim gabinecie? - tymi słowami nieco przystopował jej plucie jadem. A tego to panna Febo miała ponad normę. Taką ilością mogła by powalić niejedno kłębowisko żmij. 
- Dzień dobry Aniu - przywitał się z dziewczyną stojącą za ladą - Ula już odebrała pocztę? 
- Dzień dobry - usłyszał na przywitanie, a dodatkowo odpowiedź na swoje pytanie - Uli jeszcze nie ma - te słowa go zaniepokoiły. 
- Viola przyjdź do mnie za chwilę - wydał polecenie swojej sekretarce po tym jak się przywitał. 
Wszedł do biura, włączył komputer. 
- Muszę dowiedzieć się co u Uli - pomyślał, chwycił za telefon i z książki kontaktowej wybrał odpowiedni numer. Lecz za każdym razem słyszał jedynie pocztę głosową. Już miał wybierać kolejny raz kiedy to drzwi otworzyły się z takim impetem, że o mało co nie wypadły z futryny. 
- Czy możesz pukać? - rzekł, jednak nie uzyskał odpowiedzi. 
Wstał z zajmowanego przy biurku fotela i najpierw wyszedł na zewnątrz zwracając się do Violetty. 
- Nie łącz mnie z nikim. Zapisuj kto dzwonił, ja oddzwonię - Kubasińska skinęła głową, że przyjęła do wiadomości. 
- To co takiego sprowadza cię? - zapytał swoją narzeczoną, jednocześnie siadając na fotelu stojącym przy drzwiach. 
- Możesz mi powiedzieć, gdzie się podziewałeś przez te ostatnie dni? 
- A to przesłuchanie? Jak sobie przypominam to jeszcze nie jesteśmy małżeństwem abym musiał ci się tłumaczyć - odparł. Febo zacisnęła pięści tak mocno, że aż poczuła ból jak spowodowały jej długie paznokcie. 
- Nie bądź bezczelny - usłyszał. 
- A ty naiwna - odparł tym samym tonem co ona. 
- Ale jesteś moim narzeczonym i mam prawo wiedzieć, gdzie się podziewasz. 
- Nie masz takiego prawa. To jedynie moja dobra wola czy powiem, czy też nie. Dodatkowo zastanawiam się nad jedną kwestią - widząc pytającą minę Pauliny postanowił kontynuować - kto dał ci prawo do tytułowania się właścicielką mojego domu. 
- Przecież po ślubie to będzie nasz dom - jego oczy zrobiły się wielkości pięciozłotówki. I kiedy minął pierwszy szok rzekł. 
- Paulinko widać, że znajomość prawa u ciebie tak samo jest nijaka jak i dobre maniery - widać było, że dumna panna Febo została urażona. Podniosła się z zajmowanego miejsca na kanapie i tak jak przyszła tak opuściła gabinet swojego narzeczonego - no i na tyle z naszej rozmowy - pomyślał. 
- Viola były jakieś telefony? - zapytał sekretarki.
- Nie - odpowiedziała i ponownie zajęła się pracą jaką jej zlecił. 
Wiele można było jej zarzucić, przede wszystkim plotkowanie. Nie którzy mówili, że jest nawet szybsza niż Polska Agencja Prasowa. Jednak pracę starała się wykonywać solidnie i rzetelnie. 

Urażona panna Febo prosto od Marka swoje kroki skierowała do Aleksa. I tu również nie zawracała sobie głowy aby chociażby zapukać. Z  impetem weszła do gabinetu brata. 
- Czy ty możesz najpierw zapukać? - usłyszała i przewróciła jedynie oczami. 
- Co ty taka nabuzowana? - dopytywał po tym jak nie doczekał się jakiegokolwiek przywitania. 
- To przez Marka. On potrafi skutecznie podnieść mi ciśnienie. 
- Co tym razem zrobił takiego mój przyszły szwagier? - dociekał Aleks ze słyszalną ironią w głosie. 
- Rozmawialiśmy o jego nieobecności przez kilka dni. I kiedy wreszcie doszliśmy do kwestii domu on zarzucił mi, że jestem głupia. 
- Nie przejmuj się jego głupim gadaniem. Kiedy już weźmiecie ślub on będzie inaczej śpiewać - próbował pocieszyć siostrę. Chociaż miał serdecznie dość tych jej wiecznych narzekań na juniora Dobrzańskiego. To jednak tolerował tego dupka, jak to miewał w zwyczaju nazywać swojego przybranego brata, bo byli współwłaścicielami firmy. I chociaż nie bardzo pasował mu jako szwagier, musiał jeszcze trochę wytrzymać. Miał pewien plan, ale właśnie jego siostra musiała poślubić Dobrzańskiego.

W tym samym czasie kiedy Paulina żaliła się bratu na narzeczonego. Inni zajmowali się swoimi pracowniczymi obowiązkami. 
Wreszcie mógł spokojnie zająć się przeglądaniem poczty. Odłożył kolejną kopertę i chwycił za następną nie zwracając uwagi od kogo, po prostu jednym ruchem rozerwał ją. Wyciągnął ze środka pismo, a za każdym kolejnym przeczytanym słowem jego niedowierzanie rosło. 
- Aniu? - zaczął mówić do słuchawki jak tylko usłyszał sympatyczny głos dziewczyny z recepcji - czy ta poczta, którą mi dałaś rano jest z dzisiaj? 
- Z dzisiaj i wczorajszego popołudnia - usłyszał. Podziękował i się rozłączył. 
- Co robić, co robić - rozmyślał. Nagle poderwał się z fotela i pognał do gabinetu swojego przyjaciela. 
CDN...

niedziela, 10 listopada 2024

MIAŁ BYĆ ŚLUB część II

 - Nie mogłam - odparła. Jednak widząc nieme pytanie wymalowane na twarzy swojego przełożonego postanowiła wyjaśnić - Piotr źle się czuł i nie chciałam go zostawiać - mówiła. Młody Dobrzański niby uwierzył w to jej tłumaczenie lecz coś mu mówiło, że to nie jest prawda. 
- Współczuję - odparł i dodał - mam nadzieję, że już czuje się lepiej - Cieplak skinęła głową. 
Więcej nie dociekał, bo znał swoją asystentkę na tyle aby wiedzieć, że jeśli ona sama nie chce czegoś powiedzieć to nie powie. Lecz od jakiegoś czasu zauważył jakieś zmiany w jej zachowaniu. A dokładniej mówiąc od czasu kiedy zamieszkała ze swoim chłopakiem Piotrem. Wiedział, że spotka się z nijakim Piotrem Sosnowskim, początkującym kardiologiem. Ale ten nie zrobił szczególnie dobrego wrażenia na Marku i chyba na panu Cieplaku również. Pamiętał ich pierwsze spotkanie niby to przypadkowe. Siedział wraz z Ulą w restauracji po skończonym spotkaniu z kontrahentem, kiedy to do środka wszedł nie kto inny jak właśnie Piotr. W momencie mina Uli zmieniła się. W jej oczach można było zauważyć coś w rodzaju lęku. A gdy ten doszedł do ich stolika ta zrobiła się jakaś spięta. Doktorek tłumaczył się, że niby przypadkiem tu jest. Ula przez kolejne kilka dni wręcz unikała Marka i jedynie rozmawiali w sposób bardzo służbowy. A na godzinę przed końcem pracy Marek widywał tego typa pod firmą. Chciał jeszcze z nią porozmawiać lecz nie dane im było, gdy nagle z impetem otwarły się drzwi, a w nich stanęła Paulina. 
- Możesz nas zostawić? - rzekła do Cieplak nie siląc się na jakiekolwiek formy grzecznościowe. 
Cieplak nie wdając się w dyskusję wstała i opuściła gabinet. 
- A może jakieś dzień dobry? - usłyszała zanim zamknęła za sobą drzwi. 
- A niby komu mam się kłaniać? Tej pokrace? - wysyczała przez zęby. 
- Ona ma na imię Ula i tak samo jak tobie, mnie czy komukolwiek innemu należy się szacunek - odparł Marek a po chwili dodał co takiego cię sprowadza? 
- Nasz ślub - prezes spojrzał na swoją narzeczoną z niedowierzaniem. 
- Paula dopiero co wczoraj ci się oświadczyłem, a ty już chcesz iść do ołtarza? 
- No a dlaczego nie? 
- A może dlatego, że na to wszystko potrzeba czasu. Odpowiednich przygotowań - mówił. 
- No przecież już prawie wszystko jest ustalone. Ślub odbędzie się w Katedrze w Mediolanie - zaczęła wymieniać a ten siedział i z każdym kolejnym jej otwarciem ust był w coraz to większym szoku. 
- Paula widzę, że masz wszystko już ustalone i zaplanowane. A ja się pytam z kim to ustalałaś i konsultowałaś? Bo chyba nie ze mną. 
- Z Helenką - odparła.
- A czyli mam rozumieć, że wychodzisz za mąż za moją matkę? - jego wściekłość w tym momencie chyba sięgnęła zenitu. 
- Ale Marco to nie tak - mówiła kobieta. 
- Wyjdź - rzekł podniesionym tonem. Był zły na swoją narzeczoną oraz na swoją matkę. 

- No, ale jak to wszystko za ciebie zaplanowały? - dopytywał go przyjaciel. 
- Jak widzisz. Wczoraj dopiero co były zaręczyny a one obie już mają gotowy plan na ślub. Wcale nie byłbym zdziwiony gdyby już nawet datę ustaliły - mówił między jednym a drugim łykiem piwa. Nie miał nawet ochoty wracać tego wieczoru do domu. 
- Seba możesz mnie przenocować? - zapytał a kumpel bez słowa zgodził się. 
Następnego dnia w pracy pojawił się tylko Olszański. 
- Cześć Viola - przywitał się z sekretarką prezesa i poinformował, że Marka dziś nie będzie. Spojrzał na zegarek po czym zapytał, 
- A tej - wskazał na puste biurko Uli - też nie ma? 
- No właśnie jeszcze jej nie ma. A to dość dziwne, bo Ulka zawsze jest przed czasem - te słowa zaskoczyły kadrowego. 
- Wiesz co Viola, to może zadzwoń do niej i dowiedz się dlaczego jej nie ma. Mam dla niej kilka rzeczy do przekazania od Marka. Kubasińska wykręciła numer do Cieplak lecz ta nie odbierała. 
- Dziwne - rzekła. 
- Próbuj się do niej dodzwonić i powiedz aby zadzwoniła do mnie - poprosił a następnie poszedł do siebie. 
Nie długo popracował, gdy usłyszał stukot obcasów, a chwilę później ujrzał w drzwiach ich właścicielkę. 
- Nie widziałeś Marka? - zapytała. 
- Może widziałem, a może nie - odparł. 
- Uważaj do kogo mówisz - usłyszał. 
- Jeśli nie wiesz, gdzie jest, to może zadzwoń - zaproponował. 
- Ty nie mów co mam robić. A Markowi przekaż, że czekam na niego w moim domu -ostatnie dwa słowa wbiły Sebastiana niemalże w fotel, na którym siedział. I tylko, gdy doszedł do siebie po tym postanowił zadzwonić do Dobrzańskiego. 
- Ona Marek twierdzi, że twój dom jest jej domem - rzekł na koniec. Dla Marka było tego już wystarczająco za wiele. 
- Przekazałeś Uli to co ci mówiłem? 
- Niestety nie, bo Cieplak nie przyszła do pracy. I nie można się z nią skontaktować - odparł zgodnie z prawdą, a co zaniepokoiło młodego Dobrzańskiego. 
- W porządku Seba. 
Pod koniec dnia okazało się, że Ula wzięła kilka dni zwolnienia lekarskiego. A Marek postanowił jeszcze tego dnia pojechać do swoich rodziców aby wyjaśnić sprawę ze ślubem. 

W tym samym czasie kiedy Marek ukrywał się przed swoją narzeczoną kilka ulic od firmy działy się ważne sprawy. 
- Powiedziałem ci, że masz zwolnić się z tej firmy - mówił podniesionym głosem mężczyzna. 
- Nie zamierzam się zwalniać, bo dzięki tej pracy ja i moja rodzina żyjemy lepiej - w tym momencie poczuła silne uderzenie w twarz. 
Chwyciwszy się za policzek z płaczem uciekła do łazienki. 
Ten dobijał się przez chwilę, wrzeszcząc. 
- Ula otwórz te cholerne drzwi, bo je wywalę. 
Ta jednak nie zamierzała otwierać, usiadła podpierając się o stojącą pralkę. Nie wiedziała ile czasu tak tkwiła, aż w końcu usłyszała jak jej chłopak wychodzi z mieszkania. 
CDN...

niedziela, 3 listopada 2024

MIAŁ BYĆ ŚLUB część I

 Młody, przystojny, z dołeczkami w policzkach kiedy tylko się uśmiechnął i tym magnetycznym spojrzeniem w kolorze górskiego lodowca. Tak właśnie prezentował się Marek Dobrzański prezes świetnie prosperującej firmy modowej znanej z szycia odzieży dla tych bardziej majętnych Polaków i Polek. Przez lata żył nie biorąc niczego na poważnie, nawet stanowisko jakie piastował nie sprawiło aby spoważniał. Wieczne zabawy w nocnych klubach z przyjacielem. Jednak wielkimi krokami zbliżał się dzień, który miał zmienić wiele w jego życiu. 
Stał na schodach i zastanawiał się czy to dobry pomysł. Sama idea zaręczyny a potem ślub i wesele nie były niczym złym same w sobie. Jednak nie koniecznie z tą kobietą. Jednak ugiął się pod presją otoczenia. Chociaż to otoczenie liczyło raptem trzy osoby. Matka, przyszła narzeczona oraz ojciec. Z tym, że senior Dobrzański był bardziej powściągliwy. Za to Helena i Paulina parły do tego ożenku wręcz po trupach. Paulina Febo była piękną, smukłą kobietą. Zawsze ubrana szykownie z elegancją i gracją. Jednak jej charakter nie szedł w parze z tym wszystkim. Pochodziła z Włoch i charakter miała równie iście włoski. Dodatkowo nie wiedzieć czemu uważała się za kogoś lepszego od innych. Traktowała z wyższością każdego, kto był mniej majętny od niej. Była posiadaczką części udziałów tej samej firmy, której prezesem był Marek. 
Wszystko wyglądało jak dobrze wyreżyserowana scena do jakiegoś kiepskiego serialu. W pewnym momencie dołączyła uśmiechnięta Paulina. 
- Paula po co tyle osób pospraszałaś? - wyszeptał. Ta uśmiechnęła się i odpowiedziała. 
- Kochanie takie wydarzenie musi mieć odpowiednią oprawę - Marek tylko przewrócił oczami. Nie umiał zrozumieć tego, ale nie miał ochoty wykłócać się z nią. 
Paulina ponownie gdzieś zniknęła, a on miał jeszcze chwilę do rozmyśleń. 
- A może tak uciec? - przeszło mu przez głowę - przecież to jeszcze nie ślub - te jego rozmyślania przerwał Sebastian Olszański. 
- I co stary gotowy jesteś? 
- Seba ja chyba nigdy nie będę gotowy na coś takiego - odparł zgodnie z prawdą - zobacz co ona za cyrk z tego zrobiła. Naspraszała całą śmietankę Warszawy - mówił. 
- Fakt twoja przyszła narzeczona uwielbia rozgłos - odparł mu przyjaciel. 
Stał tak i denerwował się aż w końcu usłyszał głos swojego ojca. 
- Moi mili zebraliśmy się tutaj aby być świadkami wspaniałego wydarzenia. Jak zapewne wiecie dzisiejszego wieczoru mój syn postanowił zrobić kolejny krok w związku z Pauliną - odwrócił się w stronę swojego jedynaka i rzekł - synu oddaje ci głos. 
Senior zszedł dwa schody niżej ustępując miejsca młodym. 
- Kochani - zaczął młody Dobrzański - dziękuję wam za przybycie i uczestniczenie w tym szczególnym dniu wraz z nami. W związku, że jesteśmy już wszyscy, to w waszej obecności chciałem - odwrócił się w stronę Pauliny - Paulino w obecności wszystkich zgromadzonych chciałem prosić cię abyś została moją żoną. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i przyjmiesz ten pierścionek na znak naszej miłości? - wymawiając każde z tych słów czuł a wręcz wiedział, że są wypowiadane pod przymusem i nieszczere. 
- Och Marku - zrobiła teatralny gest i dodała - oczywiście, że wyjdę za ciebie - wyciągnęła przed siebie dłoń, a Marek wsunął na jej palec pierścionek z diamentem. 
Wszystko było nagrywane przez jednego z kamerzystów, których również wynajęła Paulina. A bynajmniej tak miało być. Kiedy kamerzysta zorientował się, że coś jest nie tak ze sprzętem do narzeczonych ustawiła się kolejka chętnych na złożenie życzeń. Drugą osobą, która miała to dokumentować był fotograf Czarek. W końcu goście zajęli się w pewnym sensie sobą i Marek mógł odetchnąć. Zaczął się rozglądać za jedną z osób, ale nigdzie jej nie widział. 
- I jak tam bracie? - usłyszał ponownie dobrze mu znany głos. 
- Daj spokój Seba - odparł i dokończył - w żaden sposób nie były to szczere i prawdziwe słowa z mojej strony. Uwierz mi, że gdyby nie naciski ze strony matki oraz Pauliny tego cyrku by nie było. 
- Może nie będzie tak źle. W końcu to tylko zaręczyny a nie ślub - próbował go pocieszać przyjaciel. 
- A tak z innej beczki. Nie widziałeś Uli? 
- Nie. ale to chyba dobrze, że Brzydula nie przyszła. 
- Seba tyle razy mówiłem abyś jej tak nie nazywał. 
- Ale ona tak wygląda. Spójrz ile tu pięknych kobiet, a tobie w głowie ktoś taki jak ona - junior Dobrzański zrozumiał aluzję co do tych kobiet. Lecz od jakiegoś czasu jakoś nie ciągnęło go do takiego trybu życia jakie wiódł dotychczas.  
- Seba ty chyba jesteś niepoważny. Czy ty sądzisz, że w dniu własnych zaręczyn miałbym szukać sobie jakieś panny? 
- No jakoś Brzy...Ulki szukasz. 
- To zupełnie co innego - rzekł, ale nie miał zamiaru niczego tłumaczyć. Przeprosił za to kumpla i zniknął za drzwiami swojej sypialni. Drzwi zamknął na klucz, celowo aby nikt mu nie przeszkodził. Wyjął z kieszeni telefon i wybrał dobrze znany numer. Jednak po drugiej stronie nikt nie odbierał. Za każdym razem słyszał ten sam tekst.
"Tu Ula, Ula Cieplak. Zostaw wiadomość" 
Kiedy kolejny już raz usłyszał, że ktoś usilnie dobija się do drzwi, odłożył telefon. 
- Marku dlaczego nie jesteś wraz z Paulinką? - dociekała matka. 
- Musiałem się przebrać i chciałem przez chwilę pobyć sam. Zaraz zejdę - odpowiedział. Lecz prawdą było, że nie miał ochoty na przebywanie z nimi wszystkimi. 
Jakieś dwie godziny później mógł odetchnąć, goście zaczęli opuszczać rodzinny dom Dobrzańskich. A on wraz z Pauliną wrócili do swojego domu. Chociaż w sumie to ten dom był tylko jego. Paulina cały czas coś tam trajkotała lecz on był myślami zupełnie gdzie indziej. Cały czas zastanawiał się dlaczego jego asystentka a jednocześnie przyjaciółka nie przyszła. 
- Marco czy ty mnie słuchasz? - dotarły do niego słowa narzeczonej. 
- Przepraszam cię Paula zamyśliłem się - odparł w pewnym sensie zgodnie z prawdą. 
- Cóż takiego ważnego może być powodem, że mnie nie słuchasz? - zaczęła mówić podniesionym głosem.
- Nic związanego bezpośrednio z nami - rzekł a czym jeszcze bardziej rozzłościł narzeczoną. Bo jakim prawem on myśli o czymś innym niż oni w takim dniu. 
- Która tym razem? 
- Paula nie nakręcaj się. Zastanawiam się na sprawami firmy - skłamał i zakończył rozmowę. 

- Mówię ci kochaniutka, żałuj, że nie przyszłaś - usłyszał jak Violetta relacjonowała wczorajsze wydarzenia do Uli kiedy dochodził do sekretariatu. Wszedł i przywitał się z obiema kobietami ogólnym "dzień dobry" a następnie zwrócił się do Cieplak. 
- Ula mogę liczyć na kawę? 
- Oczywiście. Zaraz ci przyniosę kawę oraz te raporty do podpisu dla Aleksa. 
- W porządku, to czekam - rzekł i zniknął za drzwiami gabinetu. 
Cieplak odetchnęła, bo wreszcie nie będzie musiała słuchać tej postrzelonej Violetty. Mimo iż wspólnie pracowały już jakiś czas nie polubiła tej kobiety. I miała ku temu wiele powodów. 
Weszła do gabinetu, na biurku ustawiła filiżankę z aromatycznie pachnącą kawą. W drugiej ręce trzymała dokumenty, które miały jeszcze tego dnia trafić na biurko dyrektora finansowego Aleksa Febo. A który jednocześnie był bratem Pauliny Febo i odwiecznym wrogiem Marka. 
- Proszę to są te raporty dla Aleksa. Podpisz i zaraz zaniosę mu - mówiła. 
Młody prezes chwycił za pióro, na każdej z wyznaczonych stron zostawił podpis. Ula wyciągnęła rękę aby odebrać plik kartek, jednak Marek wstał od biurka i minąwszy asystentkę opuścił gabinet. 
- Viola zanieś to do Aleksa - wydał polecenie pannie Kubasińskiej i wrócił do środka. 
- Usiądź Ula - poprosił kobietę, ta usiadła na fotelu stojącym tuż przy drzwiach. Marek usiadł na kanapie. Spojrzał na Cieplak i po chwili padło pytanie - dlaczego nie przyjechałaś? 
CDN...