Siedziała w fotelu trzymając w ręku drinka i próbowała zapanować nad emocjami jakie nią targały.
- Paula uspokój się w końcu i powiedz o co chodzi. Byłaś w firmie? - mówił nieco zdziwiony zachowaniem siostry Aleks.
- Tak byłam w firmie, ale nie udało mi się dostać do twojego gabinetu.
- Jak to? Nie chcieli cię wpuścić? - dopytywał.
- To też - odparła i widząc pytające spojrzenie brata kontynuowała - najpierw Anka nie chciała mi dać kluczy, aż pojawił się Marek i kiedy już miałam wychodzić pojawili się dwaj mundurowi wraz z CBA. W tej sytuacji wolałam całkiem zniknąć z firmy.
- Jasna cholera - przeklinał głośno Febo.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że ci nie odpuszczą aż czegoś nie znajdą. A to co znajdą pogrąży nie tylko jego, ale i Paulinę.
- Aleks co teraz? Przecież w tej teczce są dowody naszej działalności przeciwko firmie - mówiła zaniepokojona Paulina.
- Nie wiem. Daj mi pomyśleć - usłyszała w odpowiedzi.
Tego dnia już nie rozmawiali ze sobą. Oboje zdawali jednak sobie sprawę co im grozi, ale żadne z nich nie miało planu w razie wpadki. Przez dłuższy czas knuli przeciwko firmie i rodzinie Dobrzańskich. Uważali, że plan jaki wcielali tak skrupulatnie, właśnie legł w gruzach. A ich życie zaczyna się rozpadać jak domek z kart.
W tym samym czasie kiedy ta dwójka zastanawiał się co dalej, w firmie trwało dokładne przeszukanie gabinetu dyrektora finansowego oraz w pozostałych pomieszczeniach podległych jemu samemu. Po jakimś czasie jeden z funkcjonariuszy znalazł coś w jednej z teczek. Sama teczka wyglądała jak każda inna. Lecz fakt, że była umieszczona w całkiem innym miejscu niż cała reszta wzbudziła podejrzenia.
- Stefan spójrz co znalazłem - zwrócił się jeden z funkcjonariuszy. Oboje usiedli przy niewielkim stoliku i zaczęli wertować to co tam było. Jakieś umowy, które mówiły o sprzedaży części udziałów jakie posiadali Dobrzańscy.
- Panie Marku proszę spojrzeć - rzekł jeden z mężczyzn - to pański podpis? - ten chwycił zadrukowany papier i przyjrzał się po czym odparł, kręcąc przy tym głową.
- To nie są podpisy żadnego z nas.
- A tutaj? - dostał kolejny wydruk, który mówił o przekazaniu wszystkich udziałów rodziny Dobrzańskich na rzecz rodzeństwa Febo. Junior patrzył na to i nie dowierzał co czyta. Zastanawiał się czy mówić o tym rodzicom, a zwłaszcza ojcu. Obawiał się, aby ten nie przypłacił tego czymś więcej niż stanem zawałowym. Jednak z drugiej strony może lepiej jeśli będzie o tym wiedział wcześniej niż jak już dojdzie do rozprawy - tu również nie ma naszych podpisów - odpowiedział zgodnie z prawdą.
- W porządku panie Dobrzański. My dodatkowo poddamy te dokumenty badaniu grafologicznemu, w celu posiadania dowodu w sprawie. Wobec tego będziemy potrzebowali próbek pisma pana oraz pańskich rodziców.
- W moim gabinecie powinienem mieć poza moimi podpisami na różnych umowach, również znajdzie się coś co podpisywał tato. Natomiast jeśli chodzi o mamę mogę zadzwonić i poprosić aby przyjechała do firmy jeszcze dzisiaj - wyjaśnił i już chwytał za telefon.
- To nie będzie konieczne. Może pana mama przyjechać do nas na Al. Ujazdowskie 9 powiedzmy na godzinę dziesiątą. I wówczas zostanie pobrana próbka pisma. Dzisiaj natomiast weźmiemy te od pana oraz pańskiego ojca - wyjaśnił mu jeden z funkcjonariuszy.
Następnego dnia zgodnie z tym co ustalił z agentami z CBA tuż przed dziesiątą wysiadał z samochodu wraz z Heleną. Kiedy tylko skończyło się całe przeszukanie pojechał do rodziców i opowiedział o wydarzeniach jakie miały miejsce. Wyjaśnił, że musiał dać próbki swojego oraz ojca pisma lecz nie wspomniał nic o tych dwóch dziwnych pismach. A jedynie, że mają tam takie procedury.
- A moje nie są im potrzebne? - weszła mu w słowo matka.
- Również potrzebują. Dlatego musisz jechać do nich jutro na godzinę dziesiątą. Powiedziałem, że tak zrobimy - wyjaśnił i zaraz dodał - mam nadzieję, że nie masz nic pilnego na jutro.
- Oczywiście, że nie mam. A nawet jeśli to bym przełożyła - odpowiedziała Helena.
Dopiero kiedy jechał tylko ze swoją rodzicielką opowiedział po co te próbki pisma.
- Wybacz mamo, ale martwię się o tatę i dlatego posunąłem się do tego małego kłamstwa.
- Rozumiem cię synku i bardzo dobrze zrobiłeś. A tych dwoje kompletnie nie umiem zrozumieć, ani samej sobie wytłumaczyć co zrobiliśmy takiego złego aby tak nas nie na widzieć - mówiła.
- Mamo to nie jest wasza wina. Oni już tacy są. Źli i podli, pozbawieni wszelkich dobrych cech. Dla nich nie liczy się nic i nikt prócz ich samych. A prawdę mówiąc nie zdziwiłbym się gdyby w przyszłości również sobie nawzajem próbowali szkodzić - rzekł junior Dobrzański.
- Maciek możesz przyjść do mnie - mówił przez telefon młody Dobrzański.
- Witaj prezesie - przywitał się Szymczyk po wejściu do gabinetu.
- Usiądźmy, to nie jest rozmowa w związku z firmą, ale czysto przyjacielska - rzekł i zaproponował kawę.
- Z przyjemnością się napiję - odparł Maciek.
- To co to za sprawa? - zaczął Szymczyk kiedy już byli sami.
- Wiedziałeś o napaści na Ulę? - zaczął od pytania, które wydawało mu się takie oczywiste.
- O jakim napadzie? O czym ty mówisz? - mówił zaskoczony Maciek i dodał - mnie od prawie tygodnia nie było w Rysiowie - przecież wiesz, że przeniosłem się do Warszawy.
- Faktycznie, przepraszam cię, kompletnie o tym zapomniałem. Ale wracając do tematu. Dwa dni temu odebrałem pana Cieplaka ze szpitala i zawiozłem do domu. Okazało się, że Ula jest pobita - Szymczyk siedział kompletnie zaskoczony i nawet przerażony tym co mówił jego przyjaciel, ale nie przerywał, a słuchał dalej - ponoć to ten Paweł co mieszka w pobliżu przystanku, na którym Ula wysiada.
- Rany boskie. O niczym nie wiedziałem. Owszem kilka razy dzwoniłem do niej, ale ani słowem się nie zdradziła. Znam tego typa. On już kiedyś się do niej przystawiał, ale ta go pogoniła. Niby jest niepełnosprawny umysłowo. ale ja uważam nieco inaczej. Wychowuje go tylko matka i wiecznie wszystkim tak wmawia. A on to nic innego jak tylko zwykły leń i obibok. Nawet pewnego razu chodziła plotka po Rysiowie, że nawet własną matkę pobił jak mu nie chciała dać na alkohol - Marek słuchał tego z niedowierzaniem - ja mam nadzieję, że zgłosiła to na policję - dokończył Maciek.
- Właśnie nie, bo twierdzi, że nie ma co robić szumu. Tłumaczy, że on jest niepełnosprawny.
- No tak cała Ulka. Ale wiesz co mam pomysł. Tylko muszę zadzwonić w jedno miejsce - Dobrzański kiwną głową zgadzając się. Szymczyk wyjął telefon i wybrał konkretny numer.
- Cześć Bartek. Jesteś w domu?
- ...
- No to świetnie. Moglibyśmy się spotkać dzisiaj popołudniu w knajpie "U Ryśka" tak około siedemnastej?
- ...
- Wszystko ci opowiem na miejscu - kiedy ten zgodził się na spotkanie rozłączyli się.
- No to część planu jest załatwiona.
- Co zamierzasz? Chyba nie chcesz napuścić na niego kogoś innego? - dopytywał Dobrzański.
- Spokojnie przyjacielu. Jeśli chcesz możesz jechać razem ze mną i tam na miejscu wszystkiego się dowiesz - Marek zgodził się bez wahania.
- Dziękuję ci przyjacielu o pomoc. Teraz się musimy już pożegnać. Muszę za około półtorej godziny jechać do adwokata.
Kilka minut przed siedemnastą dwaj mężczyźni weszli do jedynej knajpy jaka była w Rysiowie. Maciek rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Chodźmy - rzekł do Marka i swoje kroki skierowali do jednego ze stolików - witaj Bartek - przywitał się z siedzącym mężczyzną i przedstawił swojego towarzysza.
- Co takiego się stało, że chciałeś się tak pilnie spotkać? - dopytywał.
- Twój kuzyn Paweł - zaczął Szymczyk - napadł kilka dni temu Ulę.
- Jak to? - niedowierzał Dąbrowski.
- A tak to. Nie znam dokładnych szczegółów, a jedynie, że kiedy wracała z pracy Paweł ją zaatakował. Ula nie zgłosiła tego na policję, ale to tylko kwestia czasu a na pewno to zrobi, bo ja ją do tego przekonam.
- Maciek wiecie, że on jest chory.
- Guzik mnie to interesuje. Ale mam pewną propozycję - mówił Szymczyk, a sam Marek siedział i tylko przysłuchiwał się tej wymianie zdań. Będąc jednocześnie pod ogromnym wrażeniem, jak Maciek próbuje załatwić sprawę.
- Co to za propozycja?
- Pójdziesz do swojego głupiego kuzyna i każesz mu oddać wszystko co jej zabrał oraz przeprosi. Albo nie omieszkam samemu zgłosić się na posterunek i zgłosić napaść jako świadek, również mój przyjaciel tego dokona. Więc jaka jest decyzja?
- Obiecuję wam, że Paweł odda Uli wszystko co jej zabrał...
- Ukradł, nazywajmy rzeczy po imieniu - wszedł mu w słowo milczący dotychczas Marek.
- ...ukradł oraz ją przeprosi, obiecując, że więcej tego nie zrobi - zapewniał Dąbrowski.
- Mam taką nadzieję - rzekł Szymczyk po czym pożegnali się z Bartkiem i opuścili lokal.
- Dziękuję ci Maciek za pomoc. Ale jakoś nie jestem przekonany czy to coś pomoże - mówił Marek kiedy swoje kroki kierowali na parking.
- Uwierz mi, że pomoże. Bartek doskonale wie jak to jest w ciupie. A ten głupek Paweł bardzo się słucha swojego kuzyna.
CDN...