To już ostatni rozdział moi mili. Od jutra przerwa wakacyjna aż do 19 sierpnia. Wiem to trochę długo, ale mam nadzieję, że przez ten czas nie zapomnicie o mnie i wrócicie po tej przerwie.
Pozdrawiam i zapraszam do lektury.
Pocałunek trwał dosłownie ułamek sekundy, a po nim nastało pożegnanie i rozstanie. Marek wracał do siebie z uśmiechem na ustach. Jednym z powodów było, że wreszcie się spotkali i wyjaśnili wszystko co było do wyjaśnienia. Druga rzecz, że dała się pocałować, nie odepchnęła, nie strzeliła w twarz ani nie obraziła się z tego powodu. Dla młodego Dobrzańskiego wszystkie te rzeczy sprawiły iż miał wrażenie jakby zaczynał swoje życie od nowa. I bardzo pragnął aby ten początek rozpocząć wraz z kobietą, którą kocha ponad wszystko i za którą oddałby własne życie. Tuż przed snem wysłał wiadomość z życzeniami spokojnej nocy i pięknych snów.
Przez kolejne dni kilka razy dzwonili do siebie oraz spotkali się.
- Wiesz chciałam poszukać jakieś pracy od przyszłego tygodnia. Już od ponad dwóch tygodni siedzę bezczynnie w domu - mówiła jednego razu Ula kiedy siedzieli w salonie u Marka. To była jej pierwsza wizyta w mieszkaniu młodego Dobrzańskiego.
- Ale po co chcesz szukać? - dopytywał.
- Jak to po co. Znasz mnie i wiesz, że nie lubię takiego siedzenia - wyjaśniła.
- Nie to miałem kochanie na myśli. Chodziło mi, że zawsze możesz wrócić do firmy. Od kiedy Febo odeszli jest wolny etat dyrektora, ale równie dobrze możesz ponownie objąć stanowisko prezesa - mówił.
- Czy ja wiem?
- Ula proszę cię zastanów się. Znasz firmę i ludzi tam pracujących. Owszem jest kilka nowych osób, ale to przecież nie problem - prosił.
- W porządku obiecuję zastanowić się. Dam ci odpowiedź pod koniec tygodnia - wyjaśniła - jutro jadę do Rysiowa i wrócę dopiero wieczorem.
- Jeśli się zgodzisz to mogę po ciebie przyjechać. Do południa jestem umówiony z kontrahentem na podpisanie umowy na sprzedaż nowej kolekcji. Myślę, że spotkanie nie potrwa zbyt długo. Potem po pracy jeszcze podjadę na chwilę do rodziców a później mogę być tylko dla ciebie.
- Nie chce robić ci kłopotów - zaczęła, jednak Marek jej przerwał.
- To żaden kłopot ani tym bardziej problem. Powiedz tylko, o której mam przyjechać - mówił.
- Myślę, że jak przyjedziesz na siedemnastą to będzie dobrze - odparła wiedząc, że Marek i tak postawi na swoim.
- Obiecuję być na czas. Zawiózłbym cię, ale nie dam rady - rzekł ze smutkiem w głosie.
- Nic się nie dzieje. Komunikacja miejska wciąż działa - wyjaśniła z uśmiechem na ustach.
Było kilka minut po piętnastej kiedy podjechał pod dom rodzinny. Przyjechał na prośbę ojca. Krzysztof ostatnio czuł się słabo i nie mógł przyjechać do firmy. Wchodził do domu w dobrym nastroju i miał tylko nadzieję, że nikt tego nie zepsuje. Przywitał się z obojgiem rodziców i chwilę później wraz z ojcem zniknął w jego gabinecie.
- Co ty taki synku rozradowany - dopytywał Krzysztof kiedy skończyli rozmawiać o sprawach firmowych.
- Ula wróciła - odpowiedział, ale jakoś tak lakonicznie jak dla seniora Dobrzańskiego.
- I co? Czy ciebie synu trzeba tak ciągnąć za język? Kiedy wróciła? Widzieliście się już? - zasypał go ojciec pytaniami.
- Tak widzieliśmy się - odparł i widząc pytającą minę ojca kontynuował - spotkaliśmy się w tamtym tygodniu we wtorek. Rozmawialiśmy tego dnia bardzo długo, wyjaśniając sobie te wszystkie nieporozumienia. Nie mówiłem wcześniej, bo nie chciałem zapeszać. Od tej rozmowy widzieliśmy się już kilka razy. Wczoraj wieczorem kiedy rozmawialiśmy zaproponowałem jej powrót do firmy. Dzisiaj jadę po nią do Rysiowa - mówił kiedy wychodzili z gabinetu.
- Po co jedziesz do Rysiowa? Przecież my nie mamy tam nikogo znajomego - mówiła Helena usłyszawszy ostatnie zdanie.
- Jadę do Uli - odparł - niech mama nie zaczyna od nowa. Ja już swoje powiedziałem i zdania nie zmienię.
- A ty znowu swoje - odparła.
- To mama wiecznie swoje. Ja już powiedziałem swoje i zdania nie zamierzam zmieniać. Ale jak widać muszę bardziej postawić na swoim - odparł i zwrócił się już tylko ojca - będę się zbierał. Widzimy się następnym razem u mnie - Krzysztof pożegnał syna uściskiem dłoni i na koniec dodał.
- Powodzenia synu - junior uśmiechnął się do ojca. To wsparcie ze strony ojca bardzo cieszyło Marka, ale upór matki był niepokojący. Miał obawy czy nie będzie próbowała w jakiś sposób zniszczyć to jego szczęście.
Przez całą drogę zastanawiał się nad zachowaniem Heleny, będąc już na miejscu próbował poprzez uśmiech ukryć, że coś go trapi. Wydawać by się mogło, że świetnie mu to idzie jednak Ula nie dała się nabrać. Mimo tego przez czas pobytu w rodzinnym domu Cieplaków nie pytała co mogło być tego powodem.
- Wiesz niezły z ciebie aktor, ale mnie nie udało ci się oszukać - rzekła jak tylko ruszyli w drogę.
- Nie wiem o czym mówisz kochanie - Marek coraz częściej zwracał się do niej zwrotem kochanie i jak widać nie przeszkadzało jej to. Można było nawet pokusić się o stwierdzenie, że ten zwrot podobał się.
- Wiem, że coś cię gnębi. Powiesz mi? - dopytywała.
- To nic takiego. Trochę martwi mnie stan zdrowia taty - próbował tą odpowiedzią nieco zmienić temat.
- Marek znam cię na tyle żeby wiedzieć kiedy mówisz prawdę a kiedy próbujesz coś ukryć. Pamiętasz obiecaliśmy sobie mówić prawdę. Więc? - Marek doskonale wiedział, że nie ma wyjścia i musi jej powiedzieć.
- Porozmawiamy w domu - rzekł. Dla niej te trzy słowa wywołały jedynie niepokój. W głowie zaczęły się rodzić przeróżne czarne myśli. A jedna szczególnie nie pozwalała się uspokoić.
- Zapewne chce się rozstać.
- Jedziemy do ciebie czy do mnie? - wyrwał ją z zamyślenia.
- Możemy do mnie. Mam w lodówce pierogi - odparła, a marek tylko skinął głową.
Kiedy zjedli i usiedli w pokoju z filiżankami kawy Ula przypomniała mu o tym, że miał wyjaśnić co go trapi.
- Kolejny już raz pokłóciłem się, chociaż to może mało powiedziane, wręcz dobitnie wyjaśniłem mojej matce jedną sprawę - widząc, że Ula chce zapytać o co chodzi pospieszył z wyjaśnieniem - moja mama przez te wszystkie lata nie przestała wierzyć, że kiedyś ponownie będę z Pauliną. Żadne moje argumenty do niej nie docierają. Nie dociera do niej, że ja kocham ciebie a nie jej pupilkę Paulinę - powiedział prawdę, która jak przypuszczał zaboli i tak właśnie było. Ula siedziała ze spuszczoną głową próbując ukryć łzy - Ula, skarbie proszę cię nie płacz. Dlatego nie chciałem mówić ci prawdy. To co mówi moja matka nie ma dla mnie znaczenia. Pokochałem cię i to się nigdy nie zmieni. Kocham tylko ciebie i tak pozostanie - próbował ją uspokoić, chociaż to nie było takie łatwe ani proste.
- Może twoja mama ma rację - wychlipała przez łzy.
- Ula co ty mówisz? W czym może mieć rację?
- Że powinieneś związać się z Febo.
- Kochanie przestań mówić takie głupoty. Nigdy nie wrócę do Febo i nie zwiążę się z żadną inną kobietą oprócz ciebie. Albo będziesz ty aby żadna inna - mówił zdenerwowany. Jego złość na matkę doprowadziła do tego, że podniósł głos na Ulę a czego nie chciał - przepraszam nie chciałem krzyczeć.
- Proszę zostaw mnie samą - rzekła.
- Ula.... - chciał coś powiedzieć.
- Marek proszę cię. Chcę zostać sama - wiedział, że musi posłuchać jej prośby. Wstał i skierował swoje kroki w kierunku wyjścia. Wrócił do siebie, z barku wyjął butelkę wódki i jeden kieliszek, usiadł na wysokim stołku ustawionym przy kuchennej wyspie. Nalał jedne kieliszek, następny potem kolejny aż przyszło opamiętanie.
- Chłopie co ty wyprawiasz? Ona właśnie usłyszała, że twoja matka jej nie akceptuje a ty zamiast ją wspierać to próbujesz się upić. Brawo panie Dobrzański - sam siebie ganił w myślach. Wziął prysznic i zadzwonił do Uli, a kiedy ta nie odebrała wysłał jej wiadomość zapewniając ją o swojej miłości i prośbą aby chociaż odpisała. Tak jak prosił odpisała tylko jednym krótkim słowem.
- Ok.
Wszedł do firmy nie witając się z nikim. Odebrał klucze od Ani z recepcji od swojego biura i zniknął za jego drzwiami. Nie było mu dane być samemu dłużej jak około godziny, kiedy usłyszał pukanie a następnie ujrzał głowę swojego przyjaciela.
- Coś ty taki nie w humorze? - dopytywał Olszański.
- Wczoraj powiedziałem Uli, że moja matka jedynie kogo widzi u mego boku to Paula.
- Zgłupiałeś? Po jaką cholerę jej to mówiłeś? - dopytywał kadrowy. Marek opowiedział Sebastianowi co było powodem takiego zachowania - to nie dobrze. Jak znam Ulkę to może chcieć odejść.
- No ty to potrafisz pomóc - odparł mu prezes.
- Spróbuj z nią porozmawiać, wyjaśnić - mówił Sebastian.
- Wczoraj to zrobiłem, ale ona tylko powiedziała, że chce zostać sama. Dzisiaj już dzwoniłem kilka razy, ale nie odbiera. Za godzinę jestem umówiony z Pshemko - mówił.
- Przez ten czas ja spróbuje się z nią skontaktować - zaproponował swoją pomoc, nie wiedząc, że Cieplak zamierza przyjść do firmy.
- Dzień dobry Aniu - przywitała się po wyjściu z windy na piątym piętrze.
- Ula? - odezwała się dziewczyna stojąca za ladą recepcyjną.
- Tak to ja. Przyszłam do Marka, jest u siebie?
- Poszedł do pracowni mistrza - usłyszała w odpowiedzi - w takim razie może przejdźmy się do bufetu i tam przy kawie poczekasz na niego - zaproponowała Ania.
- Wolę inne miejsce. Nie chcę spotkać Izy. Jakiś czas temu pokłóciłyśmy się - wyjaśniła Ula. Obie panie wyszły do pobliskiej kawiarenki. Tam panna Cieplak opowiedziała o rozmowie z główną krawcową. W zamian usłyszała to co samo co mówili jej Maciek oraz Alicja to chyba było jej potrzebne. Wyglądało to tak jakby słowa Ani były czymś w rodzaju kropki nad "i". Po niespełna dwóch kwadransach wróciły do firmy jednak okazało się iż Marka wciąż nie ma.
- Wiesz co Ula zrób mu niespodziankę. Masz tu drugi klucz i poczekaj nie niego w gabinecie - Uli dwa razy nie trzeba było mówić.
Usiadła na fotelu, odwracając się tyłem do drzwi i tak czekała na przyjście Marka. Długo nie musiała czekać, usłyszała otwieranie się drzwi i ten tak bardzo dobrze znany głos.
- Przepraszam, co tu robisz?
- Jak długo można czekać? - odpowiedziała pytaniem na pytanie powoli się odwracając.
- Ula - zawołał z radością w głosie i już był tuż przy niej. Marek kolejny raz próbował wyjaśnić, wytłumaczyć lecz Ula mu przerwała.
- Nie musisz mi tłumaczyć zachowania swojej mamy. Miałam dość czasu aby to przemyśleć i zrozumieć, że nie mogę kolejny raz cię stracić. Kocham cię - tym wyznaniem sprawiła, że w jego sercu rozlała się fala ciepła.
Od tego dnia ich życie zaczęło układać się jak najlepiej. Ula wróciła do firmy obejmując stanowisko dyrektora finansowego. Pół roku później w dniu Walentynek Marek zaprosił Ulę w pierwszej kolejności do Palmiarni, gdzie z całą pewnością w głosie poprosił swoją ukochaną o rękę.
- Ula, jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie, nie umiem żyć bez ciebie. Dlatego to klęczę tu przed tobą i proszę cię abyś zechciała zostać panią Dobrzańską - Ula w pierwszej chwili zaniemówiła lecz kiedy minął szok jakiego doznała odparła.
- Z wielką przyjemnością zostanę twoją żoną Marku i zostanę przez resztę swoich dni u twego boku - młody Dobrzański wsunął na jej palec piękny, ale za razem skromny pierścionek. Wszystko to przypieczętowali namiętnym, długim pocałunkiem.
Datę jaką ustalili na ten wyjątkowy dzień to ich ponowne spotkanie po latach.
Na uroczystości zaślubin byli niemalże wszyscy zaproszeni. W kościele stawili się wszyscy, jednak już na weselu nie było Heleny. Ta wciąż nie potrafiła się pogodzić z wyborem syna. Marek już tracił nadzieję, że to się kiedykolwiek zmieni. A jednak nastał taki dzień. Stało się to jakieś dwa lata po ślubie. Młodzi Dobrzańscy doczekali się pierwszego dziecka i ten dzień kiedy Helena Dobrzańska zobaczyła wnuka stał się przełomowy. Kilka dni po tym jak Ula wraz z synkiem wrócili do domu odwiedziła ich Helena. W pierwszej kolejności przepraszając Ulę za swoje zachowanie następnie Marka. Po tej rozmowie było widać, że młody Dobrzański odetchnął z ulgą, miał wrażenie jakby ktoś zdjął z jego pleców ogromny ciężar.
KONIEC