sobota, 27 listopada 2021

SIEROTY część XIII

 Ula wróciła do swoich obowiązków, zostawiając Dobrzańskiego samego. Jego serce jakoś dziwnie się zachowywało. Usiadł na fotelu.
- Dobrzański co się z tobą chłopie dzieje. Zachowujesz się tak jakbyś dostał najbardziej wyczekiwany prezent. A to przecież tylko Ula chce przeprowadzić się do mieszkania tu w Warszawie. A Ula jest moją przyjaciółką - rozmyślał - Ale czy na pewno przyjaciółką a może czymś więcej. Czyżby mama oraz Seba mieli rację? W końcu czy tak cieszy się zwykły przyjaciel? - nagle jakby dostał olśnienia. Poderwał się z fotela i jak rażony piorunem pognał do swojego przyjaciela.
- Seba - prawie krzyknął czym wystraszył kadrowego.
- Mnie również miło jest cię widzieć. Ale takim wtargnięciem może to być mój ostatni widok jaki zobaczę - mówił z wyrzutem w głosie - no dobra to co się takiego wydarzyło, że wpadasz tu jak po ogień? - dodał po chwili widząc dziwną minę kumpla. 
- Miałeś rację - zagaił Marek.
- Niby w czym miałem tę rację? Możesz mówić jaśniej, bo nic z tego nie rozumiem - dopytywał zadziwiony Olszański.
- Jak to w czym? W tym, że kocham Ulę - odparł Dobrzański. 
- Łał, a to ci odkrycie roku - rzekł Sebastian z odrobiną kpiny w głosie - przecież to żadna nowość - dodał, a po chwili zadał pytanie - co na to sama zainteresowana? 
- Nie wiem. Jeszcze jej tego nie powiedziałem. Mówiąc szczerze to obawiam się jak może to przyjąć - mówił Marek.
- Chłopie ile ty masz lat, aby bać się powiedzieć kobiecie o swoich uczuciach? Idź do niej i zaproś na lunch albo spacer po parku a tam wyznaj swoje uczucia - usłyszał wydawałoby się dobrą radę. Jednak po opuszczeniu biura swojego przyjaciela poszedł do siebie, gdzie przesiedział około godziny może trochę dłużej. Przejrzał a raczej próbował przejrzeć pocztę jednak jego myśli wciąż krążyły wokół tej jednej konkretnej osoby. Pozbierał wszystko co miał zabrać ze sobą, resztę uprzątnął, założył marynarkę i postanowił na dzień dzisiejszy skończyć pracę. 
- Ula ja już dzisiaj wychodzę i nie wrócę - zwrócił się do Cieplak wręczając jej klucze od swojego gabinetu - prosto stąd pojadę do rodziców po ten klucz od mieszkania - dodał jeszcze na koniec. A tuż za rogiem stał nie kto inny tylko Sebastian Olszański i tylko z niedowierzaniem kręcił głową w duchu mówiąc.
- Oj Dobrzański, Dobrzański niby dorosły facet a boi się jednej skromnej i tak delikatnej kobiety. 

- Witaj mamo, a gdzie tato? - dopytywał się młody Dobrzański kiedy tylko przywitał się z rodzicielką.
- Jest w ogrodzie. Ładna pogoda to postanowiliśmy spędzić trochę popołudnia na świeżym powietrzu. Jutro jedziemy już do tego sanatorium - mówiła Helena - ale coś mi mówi, że chyba nie tylko troska o nas cię tu sprowadza? Mam rację? - dopytywała kobieta.
- Masz mamo rację. Chciałem wziąć klucze od tego mieszkania. Ula chce je obejrzeć. Co do waszego wyjazdu to może was odwiozę? - zaproponował. 
- Nie ma takiej potrzeby synku - odparła Helena i chwyciwszy tacę z lemoniadą oraz trzema szklaneczkami wyszli wspólnie z synem do ogrodu.
- Witaj tato. Jak się czujesz? 
- Dzień dobry synu. Wszystko jest w porządku. A co tam w firmie?
- Spokojnie, Aleks oraz Paulina tak jakby się zapadli pod ziemię -  mówił, chociaż nie do końca było to prawdą. Jednak zdrowie ojca było ważniejsze niż jakaś tam sprzeczka z Pauliną. 
Ta mimo rozmowy z bratem próbowała wymóc na Dobrzańskim aby porozmawiał z ojcem. A kiedy ten odmówił ta zaczęła się odgrażać, że jeszcze ją popamiętają. 
-  Wiesz, że groźby są karalne? - tylko tyle jej odpowiedział i gestem dłoni wskazał jej drzwi dając do zrozumienia, że rozmowa skończona.
- Wiesz kiedy wrócimy z mamą chciałbym zwołać zebranie zarządu. A mówiąc dokładniej to chcę rozmówić się z obojgiem Febo. Rozmawiałem już z mecenasem, powiedział iż złożył już stosowne dokumenty do sądu - mówił senior. 
Posiedział jeszcze w rodzinnym domu obiecując, że będzie doglądał czy wszystko w porządku. 

- I co widziałaś to mieszkanie? - zaczął dopytywać Jasiek zaraz jak tylko Ula przekroczyła próg.
- Rozmawiałam z Markiem i jutro pójdzie razem ze mną pokazać je - odpowiedziała - wiesz Jasiu pomyślałam sobie, że może jeśli nie trzeba będzie tam robić remontu to moglibyśmy się zacząć przeprowadzać już w najbliższy piątek. Może udałoby nam się wszystko przewieź do niedzieli. Jeśli zdecydujemy się wyprowadzić będziemy musieli rozwiązać tę umowę. Za trzy tygodnie koniec miesiąca. Owszem mamy miesięczne wypowiedzenie, ale może właścicielka się zgodzi na krótszy termin.
- Sądzę, że nie powinna robić nam problemów - odrzekł młody Cieplak. 

Siedział w salonie swojego domu i niby oglądał jakiś film lecz gdyby tak zapytać o co tam chodzi. To młody Dobrzański co najwyżej wzruszyłby ramionami. Jego myśli nieustannie krążyły wokół jednej i tej samej osoby. 
- A co jak mnie nie zechce albo pomyśli, że to jakiś żart z mojej strony? - rozmyślał - oj Dobrzański weź ty się walni w ten swój łeb. Ile ty masz lat? Zachowujesz się jak jakiś małolat z liceum, który na widok panny ślini się jak pies na kość, ale jak przyjdzie co do czego to podkula ogon i ucieka - w końcu poszedł pod prysznic, ale nawet strumień chłodnej wody nie pomagał, a jego wyobraźnia działała jeszcze bardziej - chłopie opamiętaj się - opierniczał sam siebie. Ubrany w pidżamę powędrował do jeszcze do kuchni chwycił butelkę z wodą mineralną i swoje kroki skierował w stronę sypialni. Zawsze brał ze sobą małą butelkę wody ze sobą do sypialni, miał od dziecka nawyk budzenia się aby móc się napić. W końcu zmęczony całym dniem udał się w krainę Morfeusza. 

Tego samego wieczora w innej części Warszawy dość burzliwą rozmowę przeprowadzało rodzeństwo Febo. 
- Po co poszłaś do Marka? Mówiłem abyś tego nie robiła. Tylko mogłaś tym wszystko pogorszyć. Jak ten powie o tej rozmowie Krzysztofowi to niczego nie uda się załatwić i zostaniemy kompletnie z niczym - mówił podniesionym głosem Aleks.
- A możesz tak nie krzyczeć. Chciałam tylko ci pomóc a tu taka niewdzięczność - odparła obruszona panna Febo. 
- Zanim cokolwiek zrobisz to może pomyśl. Jak widać masz z tym spory problem. W takich chwilach to nie dziwię się temu Markowi, że miał cię serdecznie dość. Teraz nawet go rozumiem ty nie umiesz słuchać co do ciebie się mówi - mówił oburzony. 
- To co zamierzasz łasić się przed nimi? Dasz się upodlić? - wysyczała przez zęby. Była zła na brata, że nie chce jej pomocy. A w zamian za to chce iść na ugodę z nimi. 
Szkoda tylko, Aleks ma jakieś złudne nadzieje na porozumienie z rodziną Dobrzańskich. 

- Witaj Ula - usłyszała za swoimi plecami, głos tak dobrze jej znajomy. Odwróciła się i z szerokim uśmiechem odparła.
- Witaj. To twój klucz, a zaraz przyniosę ci poranną pocztę  - odparła. 
- Dziękuję - rzekł i chwyciwszy w drugą dłoń swoją teczkę powędrował do swojego gabinetu. Nie minął kwadrans kiedy usłyszał ciche pukanie. Po zaproszeniu gościa ujrzał w drzwiach Ulę. 
- Przyniosłam pocztę.
- Proszę połóż na biurku - rzekł i kiedy to Cieplak miała już wychodzić odezwał się - Ula poczekaj mam coś dla ciebie - otworzył teczkę i wyjął plik kluczy - jeśli chcesz to możemy podczas lunchu pójść obejrzeć mieszkanie.
- Jeśli to nie będzie dla ciebie żaden kłopot to jak najbardziej.
- Żaden. Wobec tego jesteśmy umówieni na godzinę dwunastą - odparł. Ula skinęła tylko głową zgadzając się i już jej nie było. Chciała do tej godziny zrobić jak najwięcej. 
Markowi ten czas dłużył się niemiłosiernie, a Uli wręcz przeciwnie. Na jakiś kwadrans przed dwunastą do jego gabinetu wparował nie kto inny jak Olszański. 
- Cześć przyjacielu. Chciałem cię wyciągnąć na jakiś lunch - mówił. 
- Przykro mi przyjacielu, ale jestem już umówiony - odparł n tajemniczo.
- Czyżbym miał konkurencję? - mówił z uśmiechem.
- Idę Uli pokazać mieszkanie - wyjaśnił.
- A, to nie przeszkadzam - mówił Sebastian.
- Jeśli chcesz to możesz iść razem z nami. A w drodze powrotnej możemy we trójkę wstąpić gdzieś na jakiś obiad - zaproponował mu Marek. 
- Nie chcę wam przeszkadzać - odrzekł z jakimś dziwnym uśmiechem kadrowy.
- Spokojnie nie będziesz przeszkadzać. Jeśli się zdecydujesz to wychodzimy za około...- spojrzał na markowy zegarek na przegubie ręki - kwadrans - dokończył. 
- Nie dziękuję, idźcie sami - odpowiedział Sebastian, pożegnał się z przyjacielem i wrócił do siebie. Cieszył się, że młody Dobrzański może wreszcie będzie szczęśliwy. Widział jak Marek męczył się będąc w związku z Pauliną. Ile kosztowało go to nerwów. Prawdą było to iż wieść o rozstaniu z panną Febo ucieszyła kadrowego, bo to oznaczało koniec tych wszystkich nerwówek. A kiedy tylko do firmy przyszła pracować Ula zachowanie juniora zmieniło się. Olszański jako pierwszy zauważył jak przyjaciel patrzy na Cieplak, jak zachowuje się wobec niej, nawet na Paulinę tak nie patrzył. To wszystko było tylko kwestią czasu aż ten sam to zrozumie, ale jak widać potrzeba jeszcze trochę aby z tego było coś więcej. Dlatego postanowił nie towarzyszyć im, aby mogli pobyć sami gdzieś poza firmą i mogli porozmawiać o czymś co nie jest związane z pracą. Chociaż była jedna rzecz, która nieco martwiła kadrowego. To niby małe kłamstewko co do własności mieszkania i kto będzie je opłacać.
- Ula gotowa? - ta tylko skinęła głową a Dobrzański już wciskał guzik przy windzie. 
- Wiesz co, podjedziemy autem - zaproponował Marek.
- Ale mówiłeś, że to z drugiej strony parku.
- Bo tak jest, ale pomyślałem aby po obejrzeniu mieszkania pójść coś zjeść - wyjaśnił. 
- Ja mam kanapki... - chciała coś jeszcze powiedzieć lecz Dobrzański wszedł jej w słowo.
- Kanapki zjesz później. Nie daj się prosić - Ula spojrzała na jego uśmiechniętą twarz i jak zwykle zmiękły jej kolana, nie umiała mu odmówić. 
- W porządku - odparła a w duchu pomyślała - Cieplak opamiętaj się. Co się z tobą kobieto dzieje. Za każdym razem masz zamiar tak reagować na widok jego dołeczków i ten uśmiech? 
- O czym tak myślisz Ula? Od jakiegoś czasu jesteś zamyślona - oderwał ją od tych rozmyślań. 
- Nic takiego. Wczoraj rozmawiałam z Jaśkiem i chcielibyśmy zacząć przewozić nasze rzeczy już od piątku po pracy, rzecz jasna jeśli ty nie masz nic przeciwko. 
- Absolutnie nie mam nic przeciwko, a nawet powiem więcej z chęcią wam pomogę i myślę, że Seba też nie odmówi pomocy - mówił a zaraz dodał - jesteśmy na miejscu. Mieszkanie znajduje się na drugim piętrze, chodźmy. Mieszkanie było wbrew temu co mówił Marek było nawet większe od tego, które wynajmowali w Rysiowie.
- Ale ono duże - wydukała - tu jeden pokój to jak dwa w tamtym mieszkaniu. A kuchnia niemalże taka jak w naszym dawnym domu - mówiła zachwycona, Kiedy otworzyła drzwi łazienki i ujrzała wannę rzekła tylko - rany boskie jak on wielka. Czynsz musi być bardzo wysoki - Marek patrzył na to jej zachowanie z uśmiechem na ustach, a na ostatnie zdanie odpowiedział.
- Tym się naprawdę Ula nie musisz martwić. Najważniejsze aby było wam tu dobrze - mówił. 
Ula obejrzała całe mieszkanie i kiedy już jechali do jednej z Warszawskich restauracji Marek zadał to jedno i miał nadzieję po raz ostatni już pytanie. 
- I jak Ula podjęłaś decyzję? 
- Tak. Chce wynająć to mieszkanie - ten o mało co a z radości nie zacząłby tańczyć i jedynie fakt, że prowadził auto było tego hamulcem. 
- Super Ula, naprawdę cieszę z tego. Zobaczysz, że teraz wiele się zmieni i wierzę, że tylko  na lepsze - Ula zastanawiała się skąd u niego tyle radości, ale nie chciała dopytywać, nie chciała być wścibska. A jedynie zapytała.
- Skąd u ciebie taka pewność?
- Zobacz Beatka jeszcze trochę i będzie po zabiegu, Jasiek idzie na studia, a ty również będziesz mogła je podjąć. Do pracy masz blisko - mówił. Chciał jeszcze dodać coś więcej, ale uznał iż to nie jest pora na takie wyznania. Najważniejsze, że zdecydowała się na tę przeprowadzkę, dzięki temu będzie już znacznie bliżej. 
W końcu wrócili do firmy. Marek swoje kroki skierował wprost do gabinetu Sebastiana. Obiecał Uli porozmawiać z przyjacielem i poprosić o pomoc w przeprowadzce. 
- Zgodziła się przeprowadzić - wyrzucił z siebie na jednym wdechu, kiedy tylko się przywitali kolejny raz tego dnia.
- To wspaniale. Jak widzę radość aż z ciebie kipi - Marek tylko pokiwał głową zgadzając się. 
- Ja właśnie w tej sprawie do ciebie. A raczej w imieniu Uli. Chcieliśmy cię prosić o pomoc w przewiezieniu ich rzeczy. Nie mają zbyt wiele i myślę, że zamiast wynajmować dostawczaka zmieścimy to w naszych autach.
- Nie ma problemu. Tylko powiedz kiedy chcecie to zrobić.
- Ula mówiła o piątku po pracy. Wówczas również Jasiek będzie już po lekcjach i będzie nas więcej. 
- To jesteśmy umówieni na piątek.
- Dziękuję ci przyjacielu - odpowiedział Marek
CDN...

piątek, 19 listopada 2021

SIEROTY część XII

 Po badaniu obie jeszcze zajrzały do gabinetu Heleny.
- Jesteśmy już po badaniu a zabieg za trzy tygodnie. Chciałam jeszcze raz bardzo pani podziękować za pomoc w sprawie Beatki. Gdyby nie, to na zabieg musiałybyśmy czekać znacznie dłużej. Nie wiem jak się odwdzięczę za to wszystko - mówiła Cieplak. 
- Niczego nie musisz robić kochana. Bardzo się cieszę, że mogłam pomóc - odparła Dobrzańska.
- My się już pożegnamy. Zapewne zaraz przyjedzie Marek. Umówiliśmy się, że dam mu znać kiedy będziemy już po - ledwo co skończyła mówić jak słyszały pukanie do drzwi a zaraz ujrzały samego juniora Dobrzańskiego. 
- To co dziewczyny gotowe? - rzucił od progu. 
- Tak możemy jechać - odpowiedziała mu Ula i zwróciła się do Heleny - jeszcze raz bardzo dziękuję za pomoc. 
- Mamo ja tak jak się umawialiśmy pojadę po tatę do szpitala i przywiozę go do domu. Tylko najpierw odwiozę dziewczyny do Rysiowa - zwrócił się do swojej rodzicielki. 
- W porządku synku. Ja jeszcze mam tu kilka rzeczy do załatwienia, ale w domu powinnam być nie dalej jak za dwie może dwie i pół godziny - odparła mu matka. 
Jechali już jakiś czas w kompletnej ciszy, jedynie co mąciło ten stan skupienia to grające radio. 
- Królestwo za twoje myśli - przewał tę ciszę Dobrzański. 
- Nic takiego, po prostu zastanawiam się nad czymś.
- Zdradzisz co to takiego? Może będę mógł pomóc? - zaciekawił się, jednocześnie kierując się chęcią pomocy. 
- Na razie nie. Ale dziękuję za oferowaną pomoc - rzekła i widząc minę Marka pospieszyła z wyjaśnieniem - mogę ci obiecać, że jak będę potrzebowała jakiejkolwiek pomocy to się zwrócę do ciebie - widać było, że to co usłyszał w jakimś sensie ucieszyło go. Mało tego kiedy usłyszał, że poprosi go o pomoc jego serce jakoś dziwnie zabiło. 
Podjechali pod blok Ula wysiadła wraz  z Beatką z auta juniora, pożegnały się i Marek już wracał  do Warszawy. 
- Ale jestem zmęczona - zaczęła narzekać mała. Ula spojrzała na Beatkę i zmieniła swoje plany. A przynajmniej do momentu jak wróci Jasiek ze szkoły.
- Idź umyj ręce. Ja w tym czasie nastawię zupę do podgrzania. Zjesz i może się położysz - Beatka bez żadnego sprzeciwu zrobiła o co prosiła siostra. Niespełna godzinę później kiedy mała Cieplak położyła się Ula siedziała przy stole i zastanawiała się. Te jej rozmyślenia przerwało wejście jej brata. 
- O czym tak rozmyślasz siostra? Co powiedział lekarz? - zagadnął ją brat. 
- Jak wszystko pójdzie dobrze za miesiąc Betti będzie już po zabiegu. Lekarz zbadał ją i ustalił termin za trzy tygodnie - mówiła Ula. 
- Super - podsumował swoim zwyczajem Jasiek - ale chyba nie tylko nad tym rozmyślałaś, co? - dopytywał. Znał swoją siostrę i wiedział kiedy coś ją trapiło. 
- Przed tobą chyba nic się nie ukryje - Jasiek spojrzał na Ulę wzrokiem mówiącym, że ma rację i czeka na odpowiedź - zastanawiam się nad naszą przeprowadzką do Warszawy. Betti idzie do szpitala, ty chcesz studiować, a i ja miałabym bliżej do pracy - wyjaśniła lecz bardziej brzmiało to tak jakby próbowała przekonać samą siebie. 
- Siostra jeśli chcesz znać moje zdanie, to jest bardzo świetny pomysł - wyraził swoje zdanie młody Cieplak i dopytywał - a masz jakieś już na oku, czy może mówisz o tym co ci proponowali z firmy? 
- Myślę o tym właśnie z firmy - odpowiedziała.
- Ula powinnaś zgodzić się na ten wynajem - mówił.
- Tak właśnie sobie myślę, że może kiedy mała będzie w szpitalu moglibyśmy wszystko przewieźć. Niewiele tego mamy, a w zasadzie to tylko odzież, kilka rzeczy z kuchni, laptop i  telewizor. Tu wszystko jest właścicieli, a dodatkowo to mieszkanie z firmy jest w całości umeblowane - mówiła.
- A jakie duże? - dopytywał ją brat.
- Ma trzy pokoje z kuchnią. Tyle wiem, bo przecież nie widziałam tego mieszkania. Ale jutro będę w firmie to poproszę Marka o możliwość obejrzenia - odpowiedziała. 
- Świetnie. Pojechałbym razem z tobą. Ale nie mogę jutro nie iść do szkoły, mam sprawdziany z dwóch przedmiotów - wyjaśnił z jakimś smutkiem w głosie.
- Spokojnie Jasiu. Ja jutro poproszę Marka aby mi je pokazał albo dał klucze to wówczas podjechalibyśmy w sobotę - pocieszała brata. Jasiek skinął głową potwierdzająco. 
Reszta dnia minęła rodzeństwu bardzo spokojnie a nawet leniwie. 

Po niespełna godzinie od kiedy wyjechał z Rysiowa już parkował swój samochód pod jednym ze szpitali w Warszawie.
- Witaj tato. Przepraszam, że musiałeś trochę dłużej czekać. Ale byłem odwieźć Ulę i jej siostrę do domu a dodatkowo był jakiś wypadek po drodze i utknąłem w korku - pospieszył z wyjaśnieniami młody Dobrzański zaraz jak tylko wszedł do sali, w której czekał jego ojciec.
- W porządku synu. Nic się nie stało. Wypis dopiero co mi przynieśli - odparł mu Krzysztof. 
Nie mitrężyli więcej czasu i po kilku minutach już jechali do domu. 
- Powiedz tato jak się czujesz - zagaił Marek do ojca kiedy jechali.
- Powiem ci synu, że nawet znośnie - odparł zgodnie z prawdą senior - a co w firmie Aleks się uspokoił? - dopytywał.
- Aleks od tego dnia kiedy był u ciebie w szpitalu nie pokazuje się w firmie również Paulina nie pokazała się. Co do niej samej to wiem, że miała wylecieć do Włoch -  mówił Marek. 
- To dobrze. Chciałem zwołać zebranie zarządu - rzekł senior. 
- Tato czy to nie może poczekać do waszego powrotu. Adwokat mówił, że wszystkie papiery już ma i będzie redagować pismo do sądu. A sama rozprawa najwcześniej za jakiś miesiąc a nawet półtorej - mówił junior - we wtorek jedziecie do Szwajcarii na dwa tygodnie. Wypoczniecie, nabierzecie sił i kiedy wrócicie zwołamy zarząd - próbował przekonać ojca. 
- Wiesz co synu? Masz rację najpierw dajmy mamie odpocząć i zrelaksować się - Marek uśmiechnął się pod nosem i pokiwał głową.
- Ach ten tato zawsze myśli o innych, a nigdy o sobie - pomyślał. Cieszył się, że udało się przekonać ojca do tego wyjazdu już myślał, że będzie to bardziej trudne. 

Febo został sam w tym wielkim domu. Z jednej strony był wściekły na cały świat, że jego chytry plan się nie powiódł. A miał być taki idealny, przemyślany w każdym calu. Zastanawiał się co mogło pójść nie tak, kto zdradził. Następnego dnia spotkał się z Adamem. Przyszedł do firmy pod koniec dnia kierując swoje kroki bezpośrednio do gabinetu, w którym pracował Adam Turek.


Wszedł do środka i bez zbędnych słów typu dzień dobry albo chociażby cześć przeszedł do meritum sprawy.
- Ty podły zdrajco - Turek siedział tak jakby wbiło go w fotel. Był tak oniemiały tym wtargnięciem, bo inaczej tego nie można było nazwać, że nie umiał wydobyć z siebie głosu - i co nie masz mi nic do powiedzenia? - niemalże krzyczał już, prawie że były dyrektor i możliwe iż współwłaściciel. 
- Ale o co chodzi? - wydukał w końcu Turek - ja o niczym nie wiem - dokończył widząc minę swojego wciąż przełożonego.
- Zdradziłeś mnie. I jeszcze masz czelność pytać co się stało? - wysyczał przez zaciśnięte zęby Febo. 
- Aleks, ale ja naprawdę nie mam pojęcia o co mnie posądzasz - mówił ze spuszczoną głową główny księgowy. 
- Zdradziłeś mnie do Dobrzańskich - mówił podniesionym głosem Aleks. 
- Ja? No co ty? Kiedy miałbym to zrobić? - rzucił kilkoma pytaniami Adaś. 
- Nie wiem jak i kiedy. Jednak wiem, że Dobrzański jeden i drugi  odkryli mój plan.
- I co teraz? - zdołał tylko tyle wydukać Turek. Był pewien, że niczego im nie mówił. Mało tego od kilku dni nawet nie widział żadnego z nich, bo Aleks tak zawalił go robotą, że nawet nie miał czasu aby pójść do bufetu. 
- Nie wiem. Jak na razie Krzysztof jest w szpitalu, ale zapewne po wyjściu będzie chciał zwołać zebranie  i pozbyć się mnie z firmy. 
- Aleks ja ci mogę przyrzec, że niczego im nie zdradziłem. 
- To w takim razie kto?
- Nie wiem, nie mam pojęcia - Febo jeszcze bardziej rozgoryczony tym, że nie udało się zdemaskować zdrajcy opuścił gabinet Turka a co za tym idzie również firmę. Poza księgowym oraz Pauliną nie miał tu nikogo przychylnego. Ludzie zazwyczaj woleli schodzić mu z oczu i drogi. Rozmawiali z nim jedynie kiedy była taka konieczność i zazwyczaj taka rozmowa była krótka i rzeczowa. Lecz jemu to kompletnie nie przeszkadzało. On i jego siostra uważali się za panów lepszej rasy. A każdy inny był nic nie wartym, marnym pyłem kurzy. Na wszystkich patrzyli z pogardą i wyniosłością. Ta ich wyniosłość była nawet słyszalna w tonie głosu. Ci wszyscy co znali historię rodzeństwa, zastanawiali się co takiego zrobiła im rodzina Dobrzańskich, że tak ich nienawidzili. 
Następnymi, na których był zły to Scacci, jak mógł się aż tak pomylić co do tej dwójki. Nazywali go swoim przyjacielem, klepali po ramieniu. A jak przyszło co do czego to odwrócili się plecami. 
Na swoją siostrę również w myślach wylał nie jedno wiadro pomyj. 
- Jak ta idiotka mogła zrobić coś takiego bez konsultacji ze mną. I to tylko dlatego, bo  ten dupek się z nią rozstał. Sam bym z nią długo nie mógł wytrzymać, gdybym był jej facetem. A teraz zamiast mi tu pomóc to ona bierze kilka dni wolnego i leci sobie do Mediolanu - wyzywał ją w myślach. 

Było kilka minut przed dziewiątą jak Ula przekroczyła próg firmy. Dzisiaj miała jeszcze wolne więc chciała załatwić sprawę mieszkania tak jak obiecała rodzeństwu. Wieczorem kiedy siedzieli całą trójką i jedli kolację Ula oznajmiła jaką podjęła decyzję.
- Kochani po wielu rozmowach z różnymi osobami postanowiłam, że przeprowadzimy się do Warszawy,
- Świetna decyzja siostra. Bardzo się cieszę
- Ale ja tam nie mam żadnych koleżanek - żaliła się mała.
- Betti będziesz mieć ich znacznie więcej niż tu. Kiedy będziesz już po zabiegu na serduszko zapiszemy cię z Jasiem do tamtejszego przedszkola. Są tam duże place zabaw oraz piękny park ze stawem, gdzie pływają pstrokate kaczki oraz para łabędzi - tłumaczyła małej. 
- Obiecujesz?
- Siostra, a czy Ula kiedykolwiek złamała dane nam słowo - zwrócił się do małej Jasiek, a ta pokręciła tylko główką, że nie. 
- To kiedy będziemy się przeprowadzać? - dopytywała Beatka, po tym jak spodobało się jej to mówiła Ula.
- Jutro pojadę do firmy i porozmawiam o tym z Markiem - odpowiedziała. 
- A mogę jechać z tobą? - pytała najmłodsza z Cieplaków.
- Kochanie musisz jak najwięcej przebywać w domu, aby móc w wyznaczonym terminie przeprowadzić zabieg. Zaprowadzę cię do Maćka mamy i pojadę załatwić jak najwięcej - mała z niewielką chęcią przystała na to co usłyszała. 
Weszła do windy i wcisnęła guzik z numerem piątym. Po kilku może kilkunastu sekundach drzwi windy się rozsunęły na wybranym piętrze. Wysiadła i swoje kroki skierowała do gabinetu Marka. 
- Dzień dobry. Masz może krótką chwilę? - odezwała się kiedy po usłyszeniu zaproszenia weszła. 
- Jasne wchodź. Czy coś się stało?- dopytywał Dobrzański. 
- I tak i nie - odpowiedziała dość tajemniczo. 
- A możesz nieco jaśniej? 
- Chciałam zapytać o to mieszkanie firmowe - na ten tekst ucieszył się.
- A co chciałaś wiedzieć? 
- Czy ono wciąż jest wolne? 
- Tak. 
- Wiesz wczoraj rozmawiałam trochę z twoją mamą, a popołudniu i wieczorem z Jaśkiem oraz Betti i chcieliśmy wynająć je. 
- Oczywiście, że jest wciąż do wynajęcia. Powiedziałbym iż czeka ona na waszą całą trójkę. To bardzo mądra decyzja - mówił ciesząc się w duchu z jej decyzji - mądra decyzja, to ułatwi wam wiele spraw - mówił. 
- A jest możliwość obejrzenia dzisiaj? - zapytała. Marek zrobił smutną minę. 
- Przepraszam cię Ula, ale klucze od tego mieszkania są u moich rodziców. Tato doglądał remontowców - uff udało mu się wybrnąć. Tak niewiele brakowało a wpadłby - ale po pracy będę u rodziców i wezmę kluczę i jutro podczas przerwy na lunch możemy tam podjechać. To zaledwie kwadrans spacerkiem przez park. 
- Oczywiście nie ma problemu. 
CDN...

piątek, 12 listopada 2021

SIEROTY część XI

 Bardzo przepraszam za brak wpisu w ubiegłym tygodniu. Ale zdrowie odmówiło mi posłuszeństwa i trafiłam na tydzień do szpitala. 


Krzątała się jeszcze po kuchni kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. 
- Dzień dobry, zapraszam - mówiła po otwarciu drzwi. 
- Dzień dobry - rzekli oboje Dobrzańscy. 
- Proszę, zapraszam do pokoju. Zaraz podam coś do picia - zaproponowała. 
- Ja poproszę kawę - odezwał się Marek. Helena podziękowała za kawę prosząc o herbatę. Ula zniknęła na kilka minut w czeluściach kuchni. W pewnym momencie usłyszała wołanie Beatki. Weszła do pokoiku swojej małej siostrzyczki, zmierzyła jej kolejny raz tego dnia temperaturę.
- Nic nie spada ci ta gorączka - westchnęła - poczekaj kochanie zaraz przyniosę ci lekarstwa może po tych będzie lepiej. 
- Ula słyszałam jak rozmawiałaś. Kto to? - wychrypiała mała.
- Przyjechał Marek ze swoją mamą - odpowiedziała jej siostra. 
- A mogę iść się chociaż przywitać? - Ula nie bardzo chciała się zgodzić, ale mina Beatki nie pozwalała jej na odmowę.
- Tylko załóż szlafroczek - Beatka pokiwała głową i już wciągała papucie na swoje małe stópki i ubierała jednocześnie szlafroczek. 
- Dzień dobry - przywitała się stając w progu pokoju piskliwym jednocześnie ochrypłym głosikiem. 
- Witaj kochanie. Słyszeliśmy, że się pochorowałaś? - zwróciła się do małej Helena. Ta pokiwała głową. 
- Dobrze Betti przywitałaś się? Jeśli tak, to chodź dam ci syrop i pozostałe lekarstwa a następnie z powrotem do łóżka. Mała skrzywiła się na słowa siostry, ale wiedziała również, że to dla jej dobra. Pożegnała się z gośćmi ogólnym do widzenia i już jej nie było.
Ula wreszcie mogła usiąść przy stole wraz z Heleną oraz Markiem. 
- Marek mówił przez telefon, że ma pani jakieś wieści - zwróciła się do Heleny.
- Dokładnie tak. Kiedy tylko Marek powiedział mi o chorobie Beatki i co się z tym wiąże pomyślałam o mojej fundacji. Współpracujemy z lekarzami kilku specjalizacji. Między inni właśnie kardiologiem - Cieplak siedziała i słuchała tego wszystkiego z niedowierzaniem. W duchu zastanawiała się.
- Czyżby oni kolejny raz chcieli pomóc mnie i mojemu rodzeństwu a zwłaszcza Beatce? 
- Ale Betti jest przeziębiona i stąd te kłopoty. Dzwoniłam już do naszego kardiologa z tutejszej przychodni z prośbą o przesunięcie o kilka dni zabiegu. Jednak usłyszałam odmowną odpowiedź - rzekła zrezygnowana Cieplak. Lecz mówiła na tyle cicho aby mała nie usłyszała tego. 
- Pani Urszulo... - zaczęła ponownie pani Dobrzańska, ale Ula przerwała.
- Ula, po prostu Ula.
- W porządku. Ula posłuchaj rozmawiałam już wstępnie z tym naszym lekarzem. Prosił abym przekazała ci, że jak tylko Beatka wyzdrowieje abyś pokazała się z nią u nas w fundacji. Mała zostanie przebadana, a następnie lekarz ustali najbliższy możliwy termin zabiegu.
- Dziękuję. Bardzo dziękuję pani Helenko i tobie Marku za pomoc - mówiła wzruszona i ze łzami w oczach. 
- Ula nie masz za co nam dziękować. Fundacja jest od tego aby pomagać. A mama zna się na tym jak mało kto - mówił młody Dobrzański. 
- Ale ty Marek i twoi rodzice już mi tak wiele pomogliście. Nie wiem jak ja się wam odwdzięczę  za tę pomoc - mówiła.
- Spokojnie kochanie. Nic nie musisz robić. Najważniejsze aby Beatka była zdrowa. A cała reszta sama się ułoży.
Marek kiedy Ula mówiła o wdzięczności za pomoc w pewnym momencie pomyślał o mieszkaniu. A jednak zrezygnował uznając, że to nie jest ten moment. Helena widziała jak jej syna aż skręca aby zaproponować kolejny raz przeprowadzkę do Warszawy. Chociaż oprócz tego zauważyła coś jeszcze, a czego była pewna już od jakiegoś czasu. Nawet podzieliła się tą wiedzą ze swoim mężem. Lecz Krzysztof wolał studzić emocje uznając to bardziej za wymysł żony mówiąc.
- Helenko co ma być to będzie. Już raz próbowaliśmy mu wybrać partnerkę na żonę. I sama wiesz jak to się skończyło. Pozostawmy to tak jak jest. Jeśli Marek się zakochał to nam pozostanie zaakceptować ten wybór - pani Dobrzańska przyznała mężowi rację. Przecież na ten związek z Pauliną to oni nalegali i ciągle suszyli mu głowę kiedy próbował się sprzeciwiać. Z dniem rozstania się tej dwójki obiecała nie wtrącać się w prywatne życie syna. Ale dyskretnie obserwować. Jak każda matka i ona pragnęła wszystkiego co najlepsze dla swojego dziecka oraz aby było szczęśliwie. A im bardziej przypatrywała się poczynaniom syna w stosunku do panny Cieplak i to jak na nią patrzył upewniała się co do swoich przypuszczeń. 
Do Warszawy wrócili dość późno. 
- Wiesz Marku moje przypuszczenia co do przeprowadzki pani Urszuli mogą okazać się słuszne - zaczęła rozmowę Helena podczas podróży. 
- Masz na myśli jej rodziców? - zapytał.
- Dokładnie tak - odparła mu matka - nie wiem czy zauważyłeś, ale w samym pokoju stały trzy ramki ze zdjęciami rodziców. Dlatego sądzę, że to może być dla niej dość trudne.
- To co ja mam robić? Przecież taka przeprowadzka byłaby dla nich wielkim ułatwieniem - mówił.
- Spokojnie synku. Na przyszły tydzień obie będą w fundacji na wizycie u lekarza spróbuję z nią porozmawiać. Może mnie prędzej posłucha. Dodatkowo użyję kilku solidnych argumentów - próbowała uspokoić syna a raczej tę szalejącą w nim burzę - synku nie chcę się wtrącać, ale chciałam się o coś zapytać. 
- Możesz pytać, ale nie obiecuję odpowiedzieć - usłyszała. 
- Czy twoja pomoc jest pokierowana tylko i wyłącznie tym, że tak zostałeś wychowany? A może ty kochasz tę skromną, ale jakże piękną, mądrą kobietę? - Marek zatrzymał się na światłach odwrócił wzrok w kierunku matki. Nie bardzo wiedział co powiedzieć. A może sam  jeszcze tego nie pojął - ja nie zamierzam się absolutnie wtrącać w twoje życie synku. Również tato. Jedynie co mogę to kibicować ci i wspierać w twoich wyborach.
- Dziękuję mamo. Czy ją kocham? Trudno to tak określić. Mogę jedynie powiedzieć, że jestem pod dużym wrażeniem Uli. Jest piękną, mądrą kobietą. Można powiedzieć, że ma serce na dłoni. Podziwiam ją za jej dobroć, poświęcenie, za to jak potrafiła walczyć o swoje rodzeństwo. Potrafiła porzucić swoje plany, marzenia aby tylko dzieciaki były razem z nią. Teraz jeszcze choroba małej Beatki to przecież też dodatkowe zmartwienie, a ona się nie poddaje. Ja sam będąc na jej miejscu nie wiem czybym podołał temu wszystkiemu - wyjaśnił matce jak to wygląda z jego strony. Ale czy rzeczywiście? A może faktycznie Helena ma rację lecz nie tylko ona. W końcu nie tak dawno usłyszał coś podobnego od swojego przyjaciela Sebastiana. Jak widać miał nad czym rozmyślać. Podjechał pod okazałą willę rodziców, wjechał na podjazd.
- Nie będę już wchodził. Jeszcze raz dziękuję ci mamo za pomoc w sprawie Beatki. Pojadę już do siebie - pożegnał się z rodzicielką przed samochodem pocałunkiem w policzek i chwilę później już kierował się w stronę swojego domu. 

Wszedł do swojego domu wściekły trzaskając za sobą drzwiami. 
- Fratello co jest? - padło z ust Pauliny.
- Jestem kretynem - odrzekł i podszedł do barku wypełnionego różnego rodzaju alkoholami. Wyjął jedną z butelek i nalał sobie szklaneczkę Brendy. Całą zawartość brunatnego płynu wychylił za jednym razem. 
- A czy możesz jaśniej - próbowała wyciągnąć coś więcej od brata panna Febo. 
- Dobrze wiesz jakim nieudolnym prezesem jest nasz Mareczek. Chciałem aby Krzysztof  podpisał zgodę na wejście obcego inwestora. Pojechałem tam dzisiaj, bo ten miał być po tym całym zabiegu.
- Zaraz, zaraz - weszła mu w słowo siostra - ty chciałeś wykorzystać to, że ten będzie nieświadom co podpisuje? - Aleks skinął głową na tak i rzekł.
- Ale ten mnie nie wiem jakim cudem przejrzał. A ja obiecałem Scacci część udziałów. A ci jak tylko dowiedzieli się o tym, wypięli się i wrócili do siebie. Lecz nie to jest ważne, a to kto mnie wystawił - skończył zastanawiając się jakim cudem Dobrzański senior dowiedział się o tym. Musi tego się dowiedzieć. 
- I co teraz? - dopytywała Paulina.
- Na razie nic. Krzysztof jak na razie leży w szpitalu i sądzę iż tak szybko nie wróci do firmy. Wiem, że po tym jak przejdzie operację i dojdzie do siebie ma wyjechać na rehabilitację - gdyby tylko wiedział, że Dobrzańscy już szykują pozew myślał by inaczej. 
- A może tak spróbuję ja z nimi porozmawiać? - zaproponowała mu siostra.
- Nie rób nic. Na ciebie są równie wściekli co na mnie.
- Ciekawe o co takiego? - zapytała tak jakby to nie ona była sprawczynią kilku nieprawdziwych donosów.
- Wiedzą kto stoi za tymi wszystkimi fałszywymi donosami do skarbówki, na policję oraz Państwowej Izby Pracy. Musimy poczekać aż senior wróci, zwołać zebranie i spróbować jakoś namówić go aby nie robić z tego skandalu. A do tego czasu coś  wymyślę - mówił - lecz w pierwszej kolejności muszę znaleźć tego co mnie zdradził donosząc do Dobrzańskich. 
W pewnym momencie nawet pomyślał o Adamie Turku, w końcu ten wiedział wiele. Zastanawiał się ile albo co mu obiecali, że go sprzedał. Już on sobie z nim pogada, nie daruje mu. 

- Co oni wszyscy z tym zakochaniem? - rozmyślał Marek kiedy będąc po kąpieli leżał na łóżku - przecież niesienie pomocy nie jest oznaką miłości. Owszem nie powiem, bo Ula mi się podoba, ale żeby od razu miłość. Nie, to nie to - próbował przekonać sam siebie. Tylko dlaczego kiedy o niej wspominał to jego serce jakoś tak inaczej biło i tak było za każdym razem? A gdy tylko nie widział jej zaczynał odczuwać coś w rodzaju tęsknoty. Wystarczyło aby wiedział, że ta jest w firmie a już czuł się jakoś inaczej. Mimo tak wielu sygnałów jakie dawał mu nie tylko rozum, ale i serce on wciąż uważał to co robił jako pomoc. 

Tydzień minął jakby z bicza strzelił i Ula wraz z Beatką miała stawić się w fundacji Heleny Dobrzańskiej. Podczas tej wizyty małą Cieplak miał przebadać kardiolog i postarać ustalić termin zabiegu. Dzień wcześniej do Uli zadzwonił nie kto inny jak sam Marek proponując swoją pomoc.
- Ula jeśli chcesz to mogę podjechać po was obie i zawieźć do fundacji. 
- Nie chcę robić ci kłopotu. W firmie zapewne jest sporo pracy - mówiła Cieplak. 
- To żaden problem. Przyjechałbym, zawiózł i pojechał do firmy. A kiedy będziecie już po badaniach dasz znać, to odwiozę was do domu. 
- Ale... - chciała coś powiedzieć lecz Marek przerwał jej.
- Nie ma żadnego "ale". Będę w Rysiowie na ósmą - rzekł i pożegnał się szybkim cześć, nie dając Uli powiedzieć czegokolwiek. Dodatkowo to miał być jego pomysł na przekonanie jej do przeprowadzki. 
Tak jak obiecał punktualnie o ósmej rano już naciskał dzwonek do mieszkania Uli. 
- Wchodź. Jesteśmy prawie gotowe, tylko Betti skończy jeść śniadanie i możemy wychodzić - mówiła Ula kiedy tylko otworzyła drzwi. 
Nie minęło więcej jak półgodziny a już pokonywali drogę w stronę Warszawy i fundacji, gdzie już czekała na nich Helena. 
- Witajcie - witała ich w swoim gabinecie pani Dobrzańska - będziemy musieli trochę poczekać. Przed kilkoma minutami dzwonił do mnie nasz kardiolog z informacją, że się spóźni. Jakieś utrudnienia na Wisłostradzie. 
- To ja was zostawiam moje drogie panie. Muszę wrócić do firmy, mam umówione spotkanie - mówił młody Dobrzański -  daj znać jak będziecie już po badaniach - zwrócił się do Uli. Pożegnał się i już jechał w kierunku F&D. 
Helena zaprowadziła Beatkę do świetlicy, która funkcjonowała w fundacji, a gdzie przebywało wiele dzieciaków. Natomiast Uli pani Dobrzańska zaproponowała napicie kawy. Obie panie przez chwilę siedziały popijając czarny płyn w milczeniu, które przerwała Helena. 
- Ula chciałam o coś zapytać, ale nie chcę abyś źle to odebrała - zaczęła pani Dobrzańska. 
- Proszę pytać pani Helenko - odparła Ula. 
- Słyszałam, że Marek proponował ci nasze firmowe mieszkanie - zaczęła starsza kobieta. Posunęła się do tego samego kłamstwa co jej syn, ale uznała, że to takie nieszkodliwe. A może jedynie pomóc - myślę, że w obecnej sytuacji kiedy mała trafi do szpitala to, to mieszkanie byłoby bardzo dobrym rozwiązaniem. Byłabyś tu na miejscu. Nie musiałabyś się dodatkowo martwić czy i na którą godzinę dojedziesz. Również miałabyś bliżej do pracy - Ula siedziała i słuchała tego wszystkiego.
- To nie tak, że ja nie chciałabym zamieszkać w Warszawie. Ale mnie na nie nie stać, ale to nie tylko to jest powodem - odparła Cieplak. 
- Jeśli chodzi o koszty wynajmu to nie musisz się martwić. Jedynie co musiałabyś pokrywać to opłata za media według zużycia. Jeśli mi zdradzisz inny powód może będę mogła ci jakoś pomóc? - zaproponowała Dobrzańska. Ula przez chwilę milczała tak jakby zastanawiała się czy powinna. Nigdy nie lubiła mówić co ją trapi i samej rozwiązywać swoje sprawy oraz problemy. Ale Helena Dobrzańska miała w sobie coś co powodowało, że Ula czuła iż może się zwierzyć. 
- To co pani powiem może wydać się dość dziwne albo i dziecinne - i znowu zamilkła. Jednak Helena nie ponaglała jej cierpliwie czekając, aż ta się sama otworzy - w Rysiowie zostali pochowani nasi rodzice - padło dosłownie jedno zdanie. Zdanie, które potwierdziło przypuszczenia Dobrzańskiej.
- Ula ja rozumiem, że utrata rodziców była bardzo bolesna. Mimo to musisz, musicie iść do przodu. Wasi rodzice z całą pewnością są z was bardzo dumni patrząc tam z góry. Widzą jak walczyłaś aby ta dwójka dzieciaków była razem z tobą. Oni zawsze będą żyć w waszych sercach bez względu na to gdzie byście nie byli i co będziecie robić. Wiem, że to co teraz powiem może zaboleć, ale tam w Rysiowie to tylko marmurowa płyta. Nie możesz tak kurczliwie się tego trzymać. Na ich grób możesz zawsze przyjechać. Jednak łatwiej jechać co jakiś czas do Rysiowa na grób rodziców niż codziennie kursować do pracy, lekarza a za chwilę również do szpitala. Z tego co słyszałam to twój brat wybiera się na studia a i ty sama chciałaś zacząć studiować. To takie mieszkanie tu na miejscu to dodatkowy plus, bo bliżej na uczelnie. I oszczędność nie tylko czasu, ale i pieniędzy. W końcu bilety musicie kupić - Cieplak słuchała tego wszystkiego i w duchu zaczynała przyznawać tej starszej od siebie kobiecie rację. 
- Pani Helenko ma pani we wszystkim rację. Jednak to jest takie trudne. Prawie każdego dnia chodzę na cmentarz, tak jakbym chciała aby oni wstali z niego. A przecież doskonale wiem, że tak się nie stanie, bo oni nie żyją - mówiła ze łzami w oczach. 
- Nie płacz dziecko. Zobaczysz jeszcze wszystko się ułoży i będziecie szczęśliwi - próbowała pocieszyć Ulę Helena. 
- Dziękuję pani Helenko. Obiecuję przemyśleć to jeszcze raz - obiecała jej Cieplak. Chciała coś jeszcze powiedzieć kiedy usłyszały pukanie, a po chwili ujrzały czyjąś głowę. Podniosła się z fotela Helena i podeszła do wchodzącego gościa z wyciągniętą dłonią na przywitanie. 
- Witam panie doktorze. To jest właśnie Ula Cieplak siostra Beatki, która potrzebuje konsultacji i leczenia. Ten nie przedłużając już poprosił obie Cieplakówny do swojego gabinetu. 
Po około czterdziestu minutach opuszczały gabinet. A Ula poczuła ulgę po tej wizycie. Lekarz przebadał małą, robiąc odpowiednie badania, na koniec chwycił za kalendarz przewertował kilka kartek po czym rzekł.
- Cały zabieg możemy przeprowadzić już za trzy tygodnie od dnia dzisiejszego. 
- Panie doktorze a czy to bardzo niebezpieczna operacja? - dopytywała Ula.
- To nie jest strikte operacja a raczej zabieg. Z badań jakie właśnie przeprowadziłem mogę powiedzieć, że można to zrobić nieinwazyjnie czyli bez otwierania klatki piersiowej a przez aortę udową. Mała będzie miała jedynie niewielkie dwie ranki na nodze, które szybko się zagoją - te słowa nieco uspokoiły Ulę i dodały wiary, że wszystko się uda. 
CDN...