Było kilkanaście minut przed godziną dziewiętnastą kiedy to przechodził odprawę biletową na lotnisku w Wiedniu w Austrii. A jeszcze kilka minut wcześniej żegnał się ze swoją dziewczyną. Na ten dzień miał wykupiony bilet do kraju nad Wisłą. Nie miał w planach wracać, ale na prośbę obojga rodziców postanowił przylecieć, jednak wciąż nie zamierzał pozostać w Polsce dłużej niż to było możliwe. Sam lot miał trwać niewiele ponad godzinę. Do Austrii wyjechał prawie dwa lata temu, kiedy uznał, że nie daje już rady. Że ma serdecznie dość wiecznych przepychanek ze swoim przyrodnim rodzeństwem. Swoją decyzję ogłosił podczas posiedzenia zarządu.
- Za tydzień wylatuję - oznajmił zebranym.
- Jak to wylatujesz? Gdzie? - usłyszał zaniepokojony głos rodzicielki.
- Po prostu muszę odpocząć. Jestem już zmęczony. Swoje stanowisko jako prezesa oddaję tobie tato. Nie mam ochoty ciągle udowadniać, że nie jestem wielbłądem. Dość mam wiecznego rzucania mi kłód pod nogi przez Aleksa i Paulinę - oboje Febo już zacierali swoje łabska na te słowa - skoro uważacie, że jesteście tacy wspaniali to bardzo proszę. Pora abyście się wykazali - zwrócił się do swojego przyrodniego rodzeństwa oraz na koniec dodał - jedynie czego wam nie oddam to moja część udziałów i jeśli będzie taka konieczność będę przyjeżdżał na zebrania - na krótką chwilę zapanowała cisza.
- To kiedy dokładnie odchodzisz? - nagle odezwał się Aleks.
- Kiedy pozałatwiam wszystkie swoje sprawy. Ale myślę, że w ciągu najbliższych kilu dni już wam zniknę z pola widzenia - odparł junior, co jak widać ucieszyło Aleksa.
- Nie ciesz się tak mój drogi. Może i Marek odchodzi, ale jeszcze jestem ja oraz Helena i postaramy się patrzeć ci na ręce w miarę możliwości - odezwał się dotychczas milczący senior. Te słowa nieco przywołały Febo do porządku. Jednak odezwała się Paulina.
- Nas Krzysztofie nie trzeba pilnować. Dobrze wiemy co należy do naszych obowiązków.
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć. Doskonale wiem jak wygląda wasza praca. Bo już nie raz i nie dwa dochodziły do mnie słuchy na ten temat - mówił senior Dobrzański.
Żadne z rodzeństwa więcej się nie odezwało, ale już ewidentnie coś knuli. I każde z nich miał coś do ukrycie i to nie tylko przed rodziną Dobrzańskich, ale i jedno przed drugim.
Z całą pewnością gdyby Dobrzańscy posiadali taką wiedzę właśnie te dwa lata temu wszystko mogłoby potoczyć się inaczej.
Marek w przeciągu kilku dni domknął resztę swoich spraw, pożegnał się z rodzicami i wyleciał prawie tysiąc kilometrów od stolicy swojego kraju. Jego celem była Austria i jej stolica Wiedeń. Dość długo zastanawiał się nad krajem, do którego wyjedzie. Na początek wynajął pokój w hotelu, jednak to miało być tylko tymczasowe rozwiązanie. Po około tygodniu już wynajmował niewielkie mieszkanko na obrzeżach Wiednia. Po przylocie do Austrii miał wolny weekend, ale od poniedziałku już zaczynał pracę. Tak dokładnie, młody Dobrzański nie zamierzał siedzieć bezczynnie. Do tego wyjazdu przygotował się bardzo skrupulatnie włącznie ze znalezieniem pracy. Przejrzał wiele ofert i do kilku firm wysłał swoją aplikację. Udało mu się dostać do niewielkiej rodzinnej firmy zajmującej się modą, a stawiającą dopiero pierwsze kroki na tym trudnym rynku. Przyjęto go na stanowisko dyrektora do spraw promocji. Cieszył się takim obrotem spraw. Praca w zawodzie, miał już również spore doświadczenie w tym temacie. W końcu przed przejęciem stanowiska prezesa w F&D to był jego dział. Wstępnie rekrutację przechodził w formie online, a dopiero po przybyciu do Wiednia miał się stawić na rozmowie w firmie.
- Muszę przyznać, że to trochę dziwne - mówił Lukas Gruber, prezes firmy - przyjmować na stanowisko dyrektora, kogoś kto pełnił funkcję prezesa.
- Owszem byłem prezesem, ale z przyczyn prywatnych postanowiłem zrezygnować i wyjechać z kraju - wyjaśnił Marek.
- A można wiedzieć co takiego się stało? - dopytywał mężczyzna.
- Proszę wybaczyć, ale wolałbym o tym nie rozmawiać. Mogę tylko zapewnić pana, że nie z mojej winy ta decyzja. W dokumentach, które przedstawiłem jest podany numer gdzie można sprawdzić moje referencje - wytłumaczył młody Dobrzański. Jak widać ta odpowiedź nie uspokoiła Grubera, ale postanowił dać szansę Markowi. Ten dość szybko odnalazł się w nowej pracy. I tak jak w F&D tu również znalazł wspólny język z pracownikami, czym jeszcze bardziej wkradł się w łaski prezesa. Zawsze uśmiechnięty, życzliwy i z dobrym słowem dla każdego. Początkowo swój wolny czas spędzał w domu albo na siłowni. Czasem w sobotni wieczór wybrał się do jakiegoś klubu, lecz najczęściej kończył na wypiciu jednego góra dwóch drinków i wracał do siebie. Za to w niedziele jeśli tylko pogoda temu sprzyjała wybierał się na różnego rodzaju wycieczki po Austrii.
Początkowo kiedy dzwonił do rodziców Helena wylewała morze łez mówiąc jak bardzo tęskni. Jednak z czasem było dużo lepiej.
- Mamo a może przyjedziecie tu do mnie? Pokazałbym wam kilka pięknych miejsc w Wiedniu i okolicy - zapraszał ich do siebie.
- Pomyślimy synku - usłyszał w odpowiedzi głos ojca. Zawsze kiedy dzwonił rozmawiał z nimi obojgiem. Rozmawiali o wielu różnych rzeczach, ale bardzo sporadycznie o firmie. Jednak on doskonale wiedział co się tam dzieje, bo jego najlepszy przyjaciel Sebastian Olszański zdawał mu relacje niemalże na bieżąco, a co dość mocno go irytowało.
- Seba ja tam już nie pracuję i nie obchodzi mnie co ta dwójka wyczynia - mówił zirytowany, kiedy kolejny raz kadrowy mu zdawał relacje.
Lecz czy faktycznie nic go to nie obchodziło? A może po prostu chciał mieć wreszcie spokój? I chociaż przez jakiś czas odpocząć.
Do Austrii Ula Cieplak przyjechała ze swoim przyjacielem Maćkiem Szymczykiem szukając lepszego jutra. Przed podjęciem decyzji o wyjeździe mieszkali w Rysiowie, niewielkim miasteczku pod Warszawą. Oboje byli absolwentami ekonomii na SGH. Dodatkowo ona miała ukończone kilka innych kursów oraz znała kilka języków obcych. Dość szybko udało im się znaleźć pracę. Z mieszkaniem nie mieli większego problemu. W Wiedniu mieszkał znajomy lekarz Maćka, który swojego czasu spotykał się z siostrą Szymczyka. Jednak związek na odległość nie przetrwał, ale sama znajomość obojga panów przetrwała. Ula od samego początku wpadła Piotrowi Sosnowskiemu w oko, chociaż on nie zrobił na niej dobrego wrażenia.
- Ulka pomyśl tylko jaka partia ci się trafia - mówił Maciek, kiedy ta kolejny raz odmówiła pójścia na randkę z Piotrem.
- Maciuś ja nie mam teraz głowy do chodzenia na randki. A i jakoś nie specjalnie go lubię. Wydaje się być strasznie zarozumiałym, zadufanym w sobie facetem - tak mówiła na początku. Jednak z czasem to co myślała o Piotrze przestawało jej przeszkadzać. Spowodowane to wszystko było opowieściami Sosnowskiego o tym jak uratował życie niejednemu pacjentowi. Aż w końcu nastał dzień kiedy to panna Cieplak zgodziła się na wspólne wyjście do kina i kolację.
Po kilku miesiącach Ula zamieszkała tylko z Piotrem a Maciek wynajął dla siebie kawalerkę w drugim końcu miasta. Po namowach Sosnowskiego Ula zmieniła pracę, zatrudniając się w tym samym szpitalu co jej chłopak.
- Ula doszły mnie słuchy, że ma zwolnić się miejsce w szpitalu na stanowisku sekretarki dyrektora - mówił.
- No nie wiem Piotr. Ja nie mam żadnego pojęcia o byciu sekretarką w szpitalu - usłyszał w odpowiedzi.
- Ula, ale co to za filozofia. Przecież byłabyś tylko sekretarką, a nie przeprowadzała operacji na otwartym sercu - próbował ją przekonać, w końcu użył konkretnego argumentu - co chcesz wiecznie sporządzać faktury dla tego typa z knajpy za jakieś marne grosze? Tu z całą pewnością są większe pieniądze - tymi słowami dał jej nieco do myślenia.
- Piotr zastanowię się i dam ci odpowiedź dzisiaj wieczorem jak wrócę z pracy - Sosnowski skinął głową, ale jego mina mówiła o niezadowoleniu. Lecz Ula tego nie zauważyła, tak samo jak zdawała się nie widzieć jeszcze wielu innych rzeczy. Jednak to miało się w krótce zmienić.
Od wyprowadzki Marka z Polski minął niecały rok, cały czas miał kontakt z rodzicami oraz swoim przyjacielem Sebastianem. Po takim czasie Marek odpoczął psychicznie, w pracy mu się układało. Jednak z czasem zaczął odczuwać coś w rodzaju samotności. Najgorzej było w chłodne, długie wieczory kiedy wracał do pustego domu.
- Ja to chyba jestem jakiś wybrakowany - rozmyślał - mam już prawie trzydziestkę na karku i wciąż jestem singlem - jednego wieczoru nawet pożalił się Sebastianowi kiedy rozmawiali przez komunikator.
- Może spróbuj bardziej się rozejrzeć. Idź do klubu - na hasło klub skrzywił się.
- Seba, ale te, które ja spotykam w klubie to zazwyczaj takie, które raczej nie szukają nikogo na poważnie. No chyba, że taka co to poleciałaby na mój portfel. To ja ci powiem, że za taką podziękuję.
- No ja już nie wiem. Musisz być cierpliwy a może w końcu znajdzie się taka, co zawładnie twym sercem - mówił Olszański nie zdając sobie sprawy jak prorocze będą jego słowa.
Od tej rozmowy minęło kilka dni, był wieczór. Chociaż wieczór to może zbyt wiele raczej dość późne popołudnie. Z pracy wyszedł tego dnia nieco później niż zazwyczaj. Przygotowywał jakąś specjalną reklamę, a czasu było wyjątkowo mało. Po pracy miał jeszcze w planach zrobić zakupy w pobliskiej galerii. Wjechał na podziemny parking, zaparkował na pierwszym wolnym miejscu i nie rozglądając się po wyjściu z auta skierował swoje kroki w konkretnym kierunku. W pewnym momencie wydawało mu się, że słyszy jakieś podniesione głosy jednak nie zareagował, uznając iż to nie jego sprawa. Wsiadł do windy, która wywiozła go na odpowiednie piętro i zajął się swoimi sprawami, nie zastanawiając się nad tym co usłyszał na parkingu.
Po skończonych zakupach postanowił jeszcze wejść do niewielkiej kawiarenki. Podszedł do bufetu zamówił kawę oraz kawałek ciasta i usiadł przy stoliku czekając na zamówienie. Nagle ponownie usłyszał ten sam głos co przed zakupami, ale i jeszcze jeden. Tym razem odwrócił się aby zobaczyć o co chodzi. Mężczyzna mówił dość podniesionym głosem. Chociaż mówił to nieadekwatne do tego jak się zachowywał. Wręcz krzyczał na kobietę z nim przebywającą. Natomiast kobieta siedziała ze spuszczoną głową i tylko wysłuchiwała inwektyw kierowanych w jej stronę. Raz udało się tej kobiecie odezwać, prosząc aby ów mężczyzna tak nie krzyczał. Marek na całą sytuację tylko pokręcił głową i już miał podejść do pary aby upewnić się, że wszystko w porządku, jednak ci podnieśli się ze swojego miejsca i opuścili lokal.
Kiedy przechodzili obok stolika Dobrzańskiego kobieta niby to przypadkiem potrąciła jego ramię. Marek spojrzał na nią i ujrzał jak ta zaczęła składać dłoń w formie pięści i powtórzyła to kolejny raz.
Młody Dobrzański przez chwilę zastanawiał się co to mogło oznaczać. W końcu przypomniał sobie, że kiedyś widział taki znak w jakimś programie i tam wyjaśniono co oznacza.
CDN...
Ja myślę że to saganiwski tak się darł na uke
OdpowiedzUsuńNie potwierdzam i nie zaprzeczam.
UsuńDziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz wpis.
Pozdrawiam cieplutko w piątkowe późne popołudnie.
Julita
Zapowiada się bardzo ciekawie. Taki brzydulowy kryminał. Zapewne to Ula potrzebuje pomocy i Marek będzie musiał Jej bronić przed agresywnym doktorkiem. Już nie mogę się doczekać kolejnej części. Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego weekendu.
OdpowiedzUsuńMoże i kryminał, ale z właściwym zakończeniem.
UsuńDziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz wpis.
Cieplutko pozdrawiam w późne piątkowe popołudnie.
Julita
Ależ świetny i intrygujący początek! Łyknęłam jak pelikan i już chcę więcej. Spotkanie Uli i Marka totalnie w złym momencie. Ona najwyraźniej jest maltretowana przez doktorka i potrzebuje pomocy. Jestem bardzo ciekawa, czy Marek zareaguje. Może obije doktorski pysk dając tym samym nauczkę temu damskiemu bokserowi? Czy dzięki temu Ula uwolni się od Piotra? Dużo mam pytań i nadzieję, że powoli będziesz rozwiewać wszystkie wątpliwości. A co do F&D, to myślę, że firma ma kłopoty. Marek nie bardzo chce o tym słyszeć, ale przez Olszańskiego przemawia chyba rozpacz i desperacja. a to świadczy też o tym, że i seniorzy nie mają na oboje Febo takiego wpływu jak kiedyś. Zanosi się na kłopoty.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam. :)
Marek z całą pewnością zareaguje na takie zachowanie. Jednak czy posunie się do takiego zachowania o jakim piszesz okaże się za tydzień.
UsuńSebastian jedynie myśli, że przyjaciel mimo wszystko chce wiedzieć co się dzieje w firmie.
Seniorzy do pewnego momentu widzieli tylko tyle ile pokazywali im Febo.
Dziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz wpis.
Cieplutko pozdrawiam w piątkowe późne popołudnie
Julita
Żegnał się ze swoją dziewczyną piszesz na początku. Jak rozumiem Piotr to przeszłość a Marek teraźniejszość dla Uli. Teraz taki samotny Marek nie będzie w Wiedniu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam milutko.
Piotr nie do końca jest przeszłością. Jednak owszem Marek to nie tylko teraźniejszość, ale i może przyszłość.
UsuńDziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz wpis.
Cieplutko pozdrawiam w niedzielne popołudnie
Julita